W sobotę miałem mieć wyjazd służbowy, ale spadł mi on z grafiku i w efekcie mam dzień wolny. Postanawiam wykorzystać całkiem dobrą pogodę na wycieczkę rowerową. Jako że okolice Warszawy mam objeżdżone bardzo dokładnie i ciężko wybrać coś, co nie jest nudne i oklepane, trochę studiuje mapę. I zauważam ciekawy obiekt. Niedaleko Nowego Dworu Mazowieckiego jest jakiś opuszczony PGR, zdjęcia są zachęcające, więc mam przynajmniej konkretny cel.
Ruszam z domu nieco po godzinie 12, kierując się na północ. Ostatnie kilka wietrznych dni spowodowało, że ulice są zasłane kolorowymi liśćmi. Dziś też wieje, ale z zachodu, co powoduje, że prawie na żadnym etapie trasy nie będę jechał wprost na wiatr. Mijam Ursynów, Stegny, Czerniaków i docieram na most Łazienkowski. Wisła jesienną porą prezentuje się całkiem ciekawie.Praską stroną jadę dalej w kierunku Białołęki. Jest tu naprawdę dobra ścieżka rowerowa, która dopiero za mostem Grota nieco się pogarsza. Na wysokości Nowodworów znika zupełnie, co mnie dziwi. Kilka lat temu przebudowano i poszerzono ulice Modlińską, ale oczywiście zostawiono jakieś dziurawe drogi z resztkami asfaltu po obu stronach. Po co zrobić choćby chodniki, a ścieżkach rowerowych nie wspominając. Jednak od granicy Warszawy znów pojawia się całkiem dobre pobocze dla rowerów. To akurat bardzo dobrze znana mi trasa i wiem, że za Jabłonną będzie w ogóle oddzielona od ruchliwej drogi ścieżka, prowadząca aż do Nowego Dworu Mazowieckiego. Po kilkunastu minutach docieram do jej początku.
Płaski dotąd teren wreszcie staje się lekko falisty. Gdybym miał rower MTB, to pojechałbym lasami, byłoby ciekawiej i ciszej, choć z pewnością wolniej. Zależy mi, by zdążyć do zmroku wrócić, a że jest już godzina 14, to mam już nie za dużo dnia. Mijają kolejne kilometry, a ja zbliżam się do Bożej Woli.
Skręcam w prawo, w mało uczęszczaną drogę. Po chwili przejeżdżam tunelem pod linią kolejową. Docieram do miejscowości Góra, gdzie właśnie znajduje się główny cel mojej wycieczki. Stwierdzam też, że nie pojadę w stronę Nieporętu, jak planowałem wcześniej, tylko przez Nowy Dwór przejadę na drugą stronę Wisły i wrócę do Warszawy. Docieram do drogi z sześciokątnych płyt. O dziwo, jest tu nawet przystanek autobusowy. Zwalniam, bo trzęsie niemiłosiernie. Rzeczywiście jest tu zamknięta brama, ale obok jest pozostałość po furtce i na teren zrujnowanego PGR-u można się dostać. Budynków jest kilka, wszystkie nie tylko opuszczone, ale też ogołocone ze wszystkiego. Robię kilka zdjęć.
Kieruję się na zachód, w stronę Narwi i widocznych już wałów przeciwpowodziowych. Kawałek piaszczystą i błotnistą drogą, potem betonowymi płytami wzdłuż wału i w końcu wjeżdżam na niego. Widać Narew, ale do rzeki jest kawałek, nie będę tam się pchał z rowerem. Leśną drogą wracam do Góry. Okazuje się, że są tu inne budynki dawnego PGR-u, a w samej wsi opuszczone sklepy i małe bloki, w których do dziś mieszkają dawni pracownicy. Robię kilka zdjęć i ruszam w stronę Nowego Dworu.
Kawałek jadę jeszcze poza miastem, ale wkrótce wjeżdżam do niego i przecinam samo centrum. Nie jest to szczególnie urodziwa miejscowość, nie ma tu w zasadzie nic ciekawego. Kieruję się jeszcze dalej na zachód, aż do drogi na 85, gdzie skręcam w lewo, na Warszawę. Wkrótce docieram do zabytkowego mostu na Wiśle, który prezentuje się bardzo ładnie, a sama rzeka pod nim również.
Za mostem docieram do nowo oddanego odcinka S7. Zastanawiam się, jak teraz będzie się jechało, to do niedawna był wielki plac budowy. Ale proszę, jest najpierw stary odcinek ścieżki rowerowej, który płynnie przechodzi w nowy. Jedzie się komfortowo do samego Czosnowa.
Tu skręcam w drogę równoległą do "siódemki", którą wielokrotnie jeździłem. Jest cicho, spokojnie, zupełnie bezstresowo. Kieruję się w stronę Łomianek. Jednak po kilku kilometrach zaczyna się przebudowa tej drogi. Jest zamknięta, bo pracują tu maszyny, ale pierwszy odcinek mijam nowo ułożonym chodnikiem. Dopiero nieco dalej rozwalone jest już wszystko, błota po kostki, chodnik małymi fragmentami i jechać nie ma jak.
Cofam się kawałek i boczną drogą docieram do "siódemki". Teraz jadę taką równoległą, mocno zniszczoną drogą, znów strasznie trzęsie na dziurach. Po chwili jednak już Łomianki i lepszy asfalt. Przecinam całe miasto, docieram do północnej granicy Warszawy. Wjeżdżam do Lasu Młocińskiego, na szczęście już można to zrobić, bo jakiś wielki rurociąg budowany tu od dobrych 2 lat już jest zakopany, a ścieżki przewrócone. Potem już most Północny, rowerowa ścieżka wzdłuż Wisłostrady, Bulwary Wiślane.
Przy moście Łazienkowskim zamykam pętlę, jeszcze kilkanaście kilometrów. Mijam Stegny, Ursynów i rzeczywiście już w zapadających ciemnościach docieram pod mój blok. Wycieczka okazała się fajna, przejechałem 107 km. Wiatr niespecjalnie przeszkadzał, a termika była optymalna.
Załączam mapę mojej wycieczki.
























Brak komentarzy:
Prześlij komentarz