niedziela, 27 listopada 2016

XIII Maraton Komandosa w Lublińcu

Dziś przebiegłem mój drugi w życiu Maraton Komandosa, organizowany przez Jednostkę Wojskową Komandosów z Lublińca i przyległy do niej Wojskowy Klub Biegacza "Meta". Bieg nie jest może największym ekstremum w jakim startowałem (30 km Bieg Tygrysa w Orzyszu dał mi popalić mocniej, ale głównie z powodu upału i trudnych, wymagających przeszkód, których było ok 100) jednak jest to chyba najtrudniejszy bieg na dystansie maratońskim w Polsce. Bieg to typowy przełaj, dwie 21-km pętle, ale cała trudność polega na obowiązku startu w pełnym umundurowaniu, wysokich na minimum 20 cm wojskowych trepach i z wojskowym plecakiem, w którym musi być minimum 10 kg obciążenia. Jak dołożymy do tego bukłak z wodą, to wychodzi minimum 12 i tyle mniej więcej ważył mój plecak (rok temu niemal 14). Aha, żadnych punktów odżywczych, wody itp. na trasie oczywiście nie ma. Plecak jest największa przeszkodą, bo bieg z takim obciążnikiem przypomina jazdę z zaciągniętym ręcznym hamulcem ;) Całe szczęście, że bieg jest zawsze organizowany pod koniec listopada, bo w letnim upale byłby potwornie ciężki. Większość biegaczy stanowią przedstawiciele rożnych służb mundurowych - wojsko, policja, strażacy, BOR i inni, aczkolwiek mogą też startować cywile z zachowaniem oczywiście obowiązujących reguł.






W zeszłorocznym debiucie osiągnąłem czas 6:20 h. Byłem zadowolony z ukończenia, ale już na początku drugiej pętli zaczęły się mocne skurcze, które uniemożliwiły dalszy bieg, więc po kilku koślawych kilometrach odpuściłem i resztę trasy pokonałem bardzo szybkim marszem, jak zresztą bardzo wielu zawodników. Druga pętla bardzo brutalnie pokazuje co oznacza taki strój i obciążenie. W tym roku miałem trzy opcje - poprawić ten czas, z czego byłbym zadowolony, złamać 6 h z czego byłbym bardzo zadowolony, złamać 5,5 h z czego byłbym zajebiście zadowolony ;) Tym razem ciągłym biegiem dotrwałem do 30 km, a potem na zmianę bieg i marsz, czasem w proporcjach pół na pół, czasem z przewagą marszu, w zależności od nawierzchni. Trzeba powiedzieć, że na 35-42 km bardzo trudno zmobilizować się do biegu jeśli już maszerujemy, że nawet jak się biegnie to poruszamy się tylko trochę szybciej niż szybko maszerujący. Ale konsekwentnie i powoli ich jednak mijamy. Na metę dotarłem po 5 h 56 min, więc łamiąc 6 h mogę uznać że jestem bardzo zadowolony :) Zeszłoroczny wynik poprawiony o 24 minuty, jak na maraton to sporo, jak na faceta ważącego powyżej 90 kg tym bardziej ;)




Kończąc tegoroczny Maraton Komandosa zdobyłem również dwa tzw. Wielkie Szlemy. Szlem Lubliniecki - za Bieg Katorżnika, Bieg o Nóż Komandosa i Maraton Komandosa. Szlem Komandoski - za Ćwierćmaraton Komandosa, Półmaraton Komandosa i Maraton Komandosa. Fajne nagrody za oba szlamy otrzymałem osobiście z rąk nowego dowódcy JWK w Lublińcu :)



Autorką zdjęć jest Ma Violavia, poza tymi z samej trasy autorstwa WKB Meta. Pomogła mi bardzo jako support na półmetku za co jej bardzo dziękuję. Mimo że jej samej do obu Szlemów brakowało tylko Maratonu Komandosa, to jednak odpuściła start. Mam nadzieję że za rok nie odpuści :)

Nadmienię również że startowałem jako Legia Warszawa Sekcja Judo, więc biegłem z tarczami Legii Warszawa i na dekoracji wystąpiłem w odpowiedniej klubowej bluzie :)

No dobra, szykuje się większe ekstremum, nawet znacznie większe... teraz cisza, ale jak ukończę to się pochwalę ;)