Od kilki dni Warszawa ma nowy most, który bardzo usprawnia rowerowe wycieczki.
Most Południowy, bo o nim mowa, wraz z będącą ciągle w budowie Południową
Obwodnicą Warszawy, łączy Wilanów z południową częścią Wawra. W tym rejonie
bardzo brakowało możliwości pokonania Wisły, trzeba było nadkładać wiele
kilometrów przez Most Siekierkowski lub w sezonie letnim przez prom Gassy -
Karczew.
Przeprawę przetestowałem już w dniu otwarcia, by zorientować się w stanie
zaawansowania budowy ścieżek rowerowych. Pogoda była wybitnie paskudna, lało,
wiało, a ja wjechałem na most dopiero na Zawadach. Dwa dni później znów zrobiłem
rozpoznanie, co prawda po ciemku, ale przy lepszej pogodzie. Zorientowałem się
jak jechać by sprawnie pokonać budowane nadal ścieżki rowerowe, które momentami
nagle się urywają. Nowy most pozwolił pomyśleć o ładnej i sensownej pętli
rowerowej wokół Warszawy, którą postanowiłem przejechać w najbliższym czasie.
Niedziela jest dniem, gdy do pracy idę dopiero na 16, więc mogę zacząć trasę
rano i spokojnie się wyrobić. Liczę, że całość to będzie około 100 km. Ruszam
dopiero po 9, więc nie mogę zbytnio marudzić. Na szczęście pogoda jest bardzo
ładna, choć z południa wieje lodowaty i przeszywający wiatr. Jednak tylko część
trasy będzie pod ten wiatr, 3/4 będzie z wiatrem w plecy lub z boku.
Ruszam z Ursynowa, mijam nadal budowaną Południową Obwodnicę Warszawy i
zjeżdżam na uliczki Miasteczka Wilanów. Tam przebijam się do ulicy
Przyczółkowej i do miejsca, gdzie zaczyna się odcinek nowej trasy otwarty dla
ruchu samochodowego i drogi techniczne. Ścieżka dla rowerów po kilkuset
metrach jest przegrodzona betonowymi zaporami, bo kawałek dalej znika w
błocie. Ale to wiem już z poprzedniego rozpoznania i jadę drogą techniczną
wzdłuż trasy. Wiem też, że nad ulicą Ruczaj muszę z kolei przejechać ścieżką
dla rowerów biegnącą wiaduktem, bo na dole urywa się w błocie droga
techniczna. Im bliżej Wisły tym łatwiej, choć i tu polecam na razie jechać
drogami technicznymi.
Wreszcie długi wiadukt, mijam Wał Zawadowski i wjeżdżam na właściwy most. Po
kilkuset metrach docieram do Wisły, w tym rejonie zupełnie dzikiej. Na moście
krótki przystanek i kilka zdjęć. Mój szwagier podzielił się informacją, że
stąd mogą być doskonałe kadry do fotografii z użyciem teleobiektywu.
Rzeczywiście - wieżowce w centrum Warszawy są dokładnie ponad budynkami EC
"Siekierki". Szczególnie nocą będzie to wdzięczny motyw do fotografii. Obecnie
mam tylko telefon, więc zdjęcia zachwycające nie są.
Ruszam dalej, po minięciu najwyższego punktu zaczyna się długi i łagodny zjazd
w stronę Wału Miedzeszyńskiego. Tu był zawsze obraz nędzy i rozpaczy - zniszczone chodniki, brak poboczy, błoto i piach. I ogromny ruch. Strasznie nie lubiłem tędy jeździć rowerem. Teraz to całkowicie inne miejsce, są nowe i gładkie ścieżki rowerowe. Kieruję się na północ i docieram do ronda, gdzie zaczyna się Trakt Lubelski.
Na szczęście jest dziś niedziela, ruchu nie ma prawie w ogóle. Na tym odcinku mam wiatr w plecy, więc kolejne kilometry pokonuje bardzo szybko, nie zwalniając poniżej 30 km/h. Mijam niską zabudowę Wawra i docieram w końcu do ulicy Płowieckiej. Tu chwila zastanowienia, bo mam dylemat do dalszej trasy. Nie ma tu jednak sensownego przejazdu na drugą stronę, w kierunku Marysina Wawerskiego. Kieruję się w lewo, po dziurawym chodniku, a potem kostkową ścieżką rowerową wzdłuż Kanału Wawerskiego. Przejeżdżam dołem pod Płowiecką i docieram do dobrze mi znanego miejsca, gdzie zaczyna się ulica Marsa. Kieruję się na północ, wiaduktem nad torami kolejowymi. Stąd ładnie widać w oddali bloki Grochowa.
Dalsza trasa wiedzie wzdłuż ulicy Żołnierskiej. Kiedyś była to wiecznie zakorkowana i ruchliwa droga, ale obecnie, po jej gruntownej przebudowie i poszerzeniu - jest to komfortowy wyjazd z Warszawy. Wzdłuż drogi są oczywiście ciągi pieszo-rowerowe. Wiatr mam nadal w plecy, jadę więc bardzo szybko. Mijam granicę miasta, Przecinam Ząbki i tu niestety zaczyna się nieco gorsza nawierzchnia. Docieram w końcu do sporego ronda na granicy Ząbek i Zielonki.
Tu niestety kończy się ścieżka rowerowa. Trzeba spory kawałek pokonać w ruchu samochodowym, w dodatku droga ma mocno zniszczoną nawierzchnię. Przecinam linię kolejową i dojeżdżam do Zielonki, gdzie na rondzie skręcam w lewo, w kierunku Marek. Przejeżdżam pod wiaduktem trasy S8 i kieruję się ku centrum. Marki zawsze były bardzo zaniedbane jeśli chodzi o stan dróg i chodników i niewiele się zmieniło. Docieram do charakterystycznego ceglanego komina.
Przejeżdżam na drugą stronę Alei Marszałka Piłsudskiego i jadę na zachód, w kierunku Białołęki. Tutejsze drogi też do niedawna były w fatalnym stanie, ale obecnie wiele się zmieniło. Wybudowano dobrą ścieżkę rowerową. Docieram do nowych osiedli mieszkaniowych i kieruję się dalej na zachód, aż w końcu przejeżdżam nad Kanałem Żerańskim.
Przecinam ulicę Płochocińską i tereny tzw. Zielonej Białołęki. Jest tu Areszt Śledczy, który jest całkiem okazałą budowlą. Obok jest ponure blokowisko - osiedle dla załogi tego zakładu karnego.
Kierując się na zachód przejeżdżam wiaduktem nad linią kolejową w okolicy stacji Płudy i dojeżdżam do ulicy Modlińskiej. Cisnę dalej ulicami Tarchomina, gdzie jest stara infrastruktura rowerowa, mocno już zniszczona. Wjeżdżam na Most Północny, gdzie robię małą przerwę. Uff... to mniej więcej połowa mojej trasy.
Za mostem chwilę myślę jak jechać dalej. Musze jakoś objechać Hutę. Można od północy, wzdłuż Cmentarza Północnego, ale to wydłuży wycieczkę, a już wyraźnie czuję zimno. Postanawiam więc pojechać wzdłuż trasy Mostu Północnego w stronę Chomiczówki i tam odbić na zachód, objeżdżając lotnisko Bemowo. Na tym odcinku ścieżki rowerowe są albo kostkowe, albo w ogóle ich nie ma, co zmusza mnie do jechania w ruchu samochodowym. W dodatku jadę już mocno pod wiatr, co potęguje wychodzenie. Palce u stóp powoli tracą czucie. Skręcam w ulicę Wólczyńską i po jeszcze kilku kilometrach docieram do Radiowa, gdzie odbijam na południe. Jest tu zlokalizowana duża baza paliw, oraz wielkie wysypisko śmieci. Tu też zaczyna się jazda dokładnie na południe, więc prosto pod wiatr. Czekają mnie najgorsze kilometry.
Na szczęście pierwszy odcinek biegnie przez ładne lasy i jest całkiem przyjemny, a sam wiatr tak nie przeszkadza. Docieram na Bemowo, mijam budynki Wojskowej Akademii Technicznej. Tu znów - ścieżka rowerowa raz pojawia się, a raz znika.
Mijam po raz kolejny trasę S8 i docieram na Jelonki. Jeszcze kilka kilometrów na południe wzdłuż ulicy Lazurowej. Kiedyś był to synonim końca Warszawy. Z jednej strony betonowe blokowisko, z drugiej pola ziemniaków. Ale to już przeszłość. Ulicę poszerzono, zbudowano doskonałe ścieżki rowerowe, a wokoło rosną nowe budynki. Tu również będzie końcowa stacja lini M2 metra. Nawet planowane osiedle ma odpowiednią nazwę.
Docieram do ulicy Połczyńskiej. Tu zaczyna się Aleja Czerwca 1989 r. - droga, która bardzo zmieniła układ komunikacyjny tej części miasta. Kiedyś nie było tu żadnej możliwości przejazdu przez tory kolejowe. Jedyna trasa prowadziła przez tunele we Włochach, które zawsze były niesamowicie zakorkowane. Wybudowanie dwupasmówki do Ursusa rozładowało ten ruch i obecnie przejazd z Mokotowa czy Ursusa na Bemowo nie stanowi żadnego problemu. Są tu też porządne ścieżki rowerowe.
Mijam nowe osiedla Ursusa, skręcam w ulicę Ryżową, kierując się na południe. Przecinam Aleje Jerozolimskie i po kilku kilometrach docieram do wiaduktu nad trasą S2 w okolicy lotniska. Jeszcze kilka zdjęć.
Kieruję się na Raszyn. Tu są zupełnie nowe drogi asfaltowe, których nie było jeszcze w zeszłym roku. Przejeżdżam kolejnym wiaduktem, tym razem nad trasą S8, jej wylotem w kierunku Janek. Po chwili jazdy wjeżdżam do Raszyna. Do domu jakieś 10 km, ale mam już dość lodowatego wiatru. Palce u stóp straciły czucie. Wiem jednak, że wkrótce będę w domu, więc nie zatrzymuję się. W dodatku orientuję się, że... nie wystartowałem zapisu trasy w moim sportowym zegarku. Na szczęście telefon rejestruje ślad, ale denerwuje mnie moje gapiostwo. Mijam Rybie i docieram do miejsca, gdzie jest budowana obwodnica Piaseczna, a właściwie jej łącznik z trasą S2 w okolicy lotniska. Prace są już całkiem zaawansowane, tempo mnie zadziwia, bo latem niemal nic tu nie było.
Wreszcie docieram w Pyrach do ulicy Puławskiej i skręcam na północ. Wiatr znów uderza w plecy, więc od razu jedzie się o wiele lżej. Nie jest już jednak cieplej, już zupełnie mam dość tego wychłodzenia. Skręcam w ulicę Kajakową i przecinam północną część Lasu Kabackiego.
Do domu już tylko kawałeczek. Po chwili docieram pod swój blok. Ufff... trasa okazała się jednak krótsza niż przewidziałem, licznik pokazuje 85 km. Teraz szybki prysznic i posiłek. Palce na szczęście szybko wracają do normy. Pora jechać do pracy.
Załączam mapkę mojej trasy. Jechałem niecałe 4,5 h i objechałem całe miasto dookoła, choć oczywiście w wielu miejscach dość mocno zbliżałem się do centrum, ale trzeba pamiętać, że Warszawa nie jest miastem na planie okręgu. Przyznam, że zarówno Most Południowy jak i coraz bardziej rozbudowane ciągi komunikacyjne w wielu dzielnicach i podwarszawskich miejscowościach "robią robotę" i można bez większego kombinowania zrobić taką wycieczkę w dość krótkim czasie. Ewidentnie brakuje jeszcze mostu w okolicy Łomianek, ale wiem że jest w bliżej nieokreślonych planach. To nie była pierwsza tego typu trasa, inne warianty można znaleźć tu i tu. Dla dociekliwych tu i tu jest ślad trasy do pobrania.
Prawdopodobnie była to ostatnia tak długa wycieczka w tym roku, bo obawiam się, że w najbliższych dniach nie znajdę tyle czasu. Mimo zimna była bardzo fajna i ciekawa, a ładna pogoda pozwoliła się nią nacieszyć.