Wtorek zapowiada się bardzo ładnie jeśli chodzi o pogodę. Postanawiam zrobić wycieczkę rowerową przez południowe Mazowsze - udać się pociągiem do Dęblina, a potem wracać już na dwóch kołach. Wycieczka będzie niemal całodniowa.
Pociąg który pasuje mi czasowo, odjeżdża o 8:23 ze stacji Warszawa - Falenica. To oznacza, że by na spokojnie zdążyć, muszę o 7:30 ruszyć z domu. Jadę razem z koleżanką poznaną w czasie poprzedniej wycieczki nad Zalew Zegrzyński (czytaj tu). Nie spiesząc się jakoś zbytnio, ale też nie marudząc jedziemy wzdłuż Południowej Obwodnicy Warszawy, pokonujemy Wisłę i docieramy do stacji. Co prawda moja pomyłka sprawia, że jest to stacja Miedzeszyn, ale nie ma to znaczenia. Chwilę czekamy, mija godzina przyjazdu... i nasz pociąg nie nadjeżdża. Przejeżdżają dobre 3 pociągi do Otwocka, a tego do Dęblina ani widać. Opóźnienie sięga już pół godziny i powoli zaczynamy układać plan na zmianę trasy. Wreszcie jednak jest! Jak się okazuje jedzie ze Skierniewic, więc gdzieś na trasie nałapał opóźnień. Jest całkowicie pusty, więc jest spokój. Po ponad godzinie docieramy wreszcie do jego końcowej stacji i wysiadamy.
Dęblin leży już w województwie lubelskim, ale na samym jego skraju. Zauważam, że miasto doczekało się swoistej wewnętrznej obwodnicy. Dotąd droga nr 801 z Puław wiodła przez centrum, a obecnie objeżdża je i ruch mocno się zmniejszył. Ruszamy na południe, by zobaczyć forty Twierdzy Dęblin. To jednak teren wojskowy, wejść się nie da, więc zadowalamy się widokiem z zewnątrz. Obok jest osiedle, gdzie na blokach są ciekawe murale - należy pamiętać, że w Dęblinie jest Wyższa Oficerska Szkoła Lotnicza tzw. "Szkoła Orląt". Na lotnisko już nie jedziemy, bo jest to zupełnie nie po drodze.
Na północ udajemy się dawną drogą 801. Obecnie pełni wyłącznie funkcję lokalną, ruch jest niezwykle mały. Mijamy Stężycę, docieramy do połączenia z obwodnicą Dęblina. Ruch jednak jest tak samo mały. Na jakimś przystanku krótka przerwa - muszę zdjąć kurtkę, bo robi się za gorąco. Tuż obok drogi w ogóle nic sobie nie robiąc spaceruje bocian.
Po kilku kilometrach jazdy robimy kolejną przerwę, na małą przekąskę. W sumie od śniadania minęło sporo czasu. Ruszamy dalej. Jedzie się bardzo dobrze, przyjemnie, wiatr wieje w plecy, więc prędkość rzędu 28-30 km/h utrzymujemy bez większych problemów. W tym tempie szybko docieramy do Maciejowic, gdzie skręcamy w lewo, w stronę promu przez Wisłę. Coraz lepiej widać elektrownię "Kozienice". Jest to ogromny obiekt, druga co do wielkości elektrownia w Polsce. Dopiero gdy docieramy nad samą rzekę widać jak wielkie są jej budynki i bloki energetyczne.
W tym miejscu w koryto rzeki wychodzi grobla z betonowych płyt. Do niej przybija prom samochodowy, który jednak obecnie jest po drugiej stronie. Dzwonimy do obsługi, okazuje się, że za niedługo będą płynąć, a cena biletu dla osoby z rowerem wynosi 8 zł. Czekamy dobre 25 minut, marznąc na silnym wietrze. W końcu na prom wjeżdżają dwa samochody, a on odbija i rusza w naszą stronę. Po kilku minutach dobija, samochody zjeżdżają, wjeżdżamy my i od razu płyniemy na drugą stronę. Dostaję telefon z warsztatu, gdzie jest mój samochód, że będę mógł go dziś odebrać. Super wiadomość, ale muszę wyrobić się przed godziną 18:00 na Ursynów. Szacuję że damy radę, ale duży margines mi nie pozostanie.
Wysiadamy po drugiej stronie, mijamy Świerże Górne i docieramy do ruchliwej drogi nr 79. Pobocze wąskie, mijają nas co chwila ciężarówki. Mało przyjemna jazda. Na moment jeszcze kierujemy się pod samą elektrownię, gdzie robię kolejne zdjęcie.
Kierujemy się nieprzyjemną drogą na Ryczywół, mijając wielki i nowoczesny kompleks szklarni i przemysłową uprawę pomidorów. W Ryczywole jest już ścieżka rowerowa, a za miejscowością skręcamy w lewo, w spokojną lokalną drogę. Uff!
Teraz jedzie się zupełnie spokojnie, bez ciężarówek i niemal w ogóle bez ruchu samochodowego. Asfalt jest wzorowy. Po kilku kilometrach, w Studziankach Pancernych zatrzymujemy się przy pomniku wspominającym poległych w bitwie o Studzianki na przyczółku Warecko-Magnuszewskim w 1944 roku.
Skręcamy na północ, ale wkrótce znów na zachód, do Grabowa nad Pilicą. Docieramy do drogi nr 730 i podążamy nią na północ, w kierunku Warki. Kilometry na tabliczkach powoli się zmniejszają i wreszcie jesteśmy na moście nad Pilicą.
Do samej Warki został niecały kilometr. Na koniec jest jednak uciążliwy podjazd pod dużą skarpę. Docieramy w pobliże rynku, gdzie znajdujemy bistro z przystępnymi cenami i dużym wyborem dań. Za 8 zł dostaję tak wielką porcję frytek, że nie jestem w stanie ich zjeść.
Po 25 minutach przerwy zaczynam już nalegać na dalsza jazdę. Jest 15:20, to pozwala zdążyć na 18 do mojego warsztatu, ale naprawdę na styk. Wiem że i tak będzie potrzebna jeszcze jakaś krótka przerwa. Kierujemy się na północny zachód, mijamy browar "Warka", gdzie znów zaczyna się doskonały asfalt. Na szczęście wiatr nadal wieje w plecy. Do Chynowa kilkanaście kilometrów, ale widzę w lusterku, że koleżanka ciągle zostaje z tyłu. Trochę mnie to martwi, bo możemy się nie wyrobić, a przecież nie chcę jej zajechać. W Chynowie przejeżdżamy wiaduktem nad drogą nr 50 i docieramy do Sułkowic. Udaje się przejechać przez tory i dosłownie minutę później szlabany się zamykają. Mamy szczęście. Krótka przerwa na picie i dalej w stronę Konstancina.
Ten odcinek jest nowy i dobry, ale po kilku kilometrach zaczyna się starsza droga w stronę Sobikowa, w dodatku jedzie się prawie pod wiatr. Tu już koleżanka zdecydowania zwalnia, szansa że zdążę po samochód zaczyna się oddalać. Jeszcze Dobiesz, jeszcze przejazd przez drogę nr 79 blisko Baniochy. Tu już dogadujemy się, że ona nie wytrzyma tempa, że nie ma sensu bym dziś został kolejny dzień bez samochodu, a jednocześnie by ona mnie próbowała gonić. Trochę mi niekomfortowo z myślą, że umówiliśmy się na jakąś trasę a pod koniec się rozdzielamy. Ale gdyby nie te opóźnienia - pociągu, promu i kilka innych, to spokojnie byśmy zdążyli. No trudno, żegnamy się i rozdzielamy.
Teraz przyciskam już zdrowo. Mam godzinę, więc zdążę, znam tą trasę dobrze. Szybko docieram do Konstancina, gdzie panuje teraz duży ruch. Skręcam przez park zdrojowy, ale tu okazuje się że też coś pomyliłem, bo nawet kawałek się... cofam.
W końcu docieram na mostek na Jeziorką i omijam najbardziej zakorkowane rejony miasta. Wyjeżdżam na północ, na Warszawę. Mijam Powsin, Kabaty, Natolin i docieram wreszcie do warsztatu. Uff! Zdążyłem, choć jest 17:55. Udało się na 5 minut przed zamknięciem. Wrzucam rower do bagażnika i wracam do domu.
Całość trasy, z dojazdem na dworzec, to 141 km. Gdyby nie opóźnienia i gdyby nie to, że akurat dziś musiałem ten samochód odebrać, to jej końcowe etapy byłyby spokojniejsze, a tak niemal nie zatrzymywałem się i nie robiłem zdjęć.
Załączam mapkę. Te rejony są bardzo ładne, dojazd do Dęblina pociągiem jest bezproblemowy, choć mogą być jak widać spore opóźnienia. Trasy rowerowe w tej części Mazowsza mogę polecić każdemu. Wycieczka nie przekroczyła 150 km, więc wypadałoby jej nadać hasztag #małe, ale wliczając dojazd pociągiem i ogólny czas zdecydowałem się zaliczyć ją już do kategorii #średnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz