Wpis będzie dość nietypowy, bo obejmie dwie różne wycieczki zrobione w dwa różne weekendy. Są one jednak na tyle niewielkie, że lepiej opisać je razem, szczególnie że dotyczą niezbyt odległych od siebie miejsc.
W niedzielę, 10 stycznia, jest dość zimno i mało przyjemnie, ale postanawiamy zrobić kilkugodzinny spacer po przyległej do Warszawy części Puszczy Kampinoskiej. Ten rejon znam w sumie najlepiej, nie raz tam bywałem rowerem. Na 14:30 muszę być jednak w pracy, co nie pozwala na dłuższy wypad. Ruszamy z rana z Madzią i Flo na parking w okolicy polany Opaleń. Ta część puszczy i parku narodowego jest traktowana niemal jak las miejski - są tu po prostu tłumy. Ciężko zaparkować. Udaje się jednak gdzieś wcisnąć, zakładamy kurtki i ruszamy żwawym krokiem na zachód.
Plan nie jest jakoś specjalnie skomplikowany - chcemy z Polany Opaleń ruszyć na północ, w stronę Dziekanowa Leśnego, obejść od zachodu uroczysko Łuże i przejść cały grzbiet Łużowej Góry - jednej z wysokich, śródlądowych wydm, z których słynie obszar Puszczy Kampinoskiej. Na koniec zobaczyć miejsce gdzie niegdyś znajdowało się stanowisko dowodzenia na wypadek wojny jądrowej i jakąś inną trasą wrócić na parking.
Trasa z początku jest nijaka - zwykła leśna droga, pełna ludzi. Potem jednak odbijamy w mniejsze ścieżki i jesteśmy momentami zupełnie sami. Wreszcie docieramy do bagna na uroczysku Łuże - podmokły teren porastają kikuty drzew, główna droga obchodzi mokradło od zachodu. Tu już zaczyna się Łużowa Góra. Wydma rzeczywiście jest dość wysoka, myślę że wznosi się na dobre 20-30 m ponad resztę terenu. Na szczycie krótki odpoczynek i kilka łyków gorącej herbaty.
Idziemy teraz łukowato wygiętym grzbietem wydmy, kierując się najpierw na wschód, potem na północ i wreszcie na zachód. Schodzimy nieco w dół, dochodząc do miejsca, gdzie niegdyś była jednostka wojskowa, gdzie mieściła się podziemna hala na dość sporą ilość pojazdów, koszary dla żołnierzy (przypominające szkołę) i główny bunkier dowodzenia, do którego schodziło się kilka pięter pod ziemię. Była tam sala dowodzenia, ale jak byłem tu po raz pierwszy kilka ładnych lat temu, to wszystko było już totalnie zdewastowane. Później bunkier zasypano, koszary wyburzono, a teren zniwelowano i stworzono ścieżkę turystyczną. W podziemnym garażu mają teraz swoją siedzibę nietoperze, a wejścia doń chroni potężna brama. Bylem tu też rok temu rowerem, a we wpisie załączyłem też zdjęcia dawnego wyglądu tego terenu. Zachęcam do obejrzenia.
Przechodzimy ścieżką na drugi koniec i ruszamy w drogę powrotną, jednak używając innych leśnych przejść. Zerkam na zegarek i stwierdzam, że jest już dość późno i musimy iść naprawdę raźnym krokiem. Sprawdzam na mapce w telefonie nasze położenie i kieruję się już wprost na parking, najkrótszą drogą. To sprawia, że częściowo pokrywa się ona z trasą dojścia, ale już trudno. Przecinamy Polanę Opaleń środkiem i po chwili jesteśmy przy samochodzie. Wycieczka to niecałe 2 godziny marszu, a przeszliśmy niemal 10 km. A teraz szybko, abym zdążył do pracy!
Tydzień później, w sobotę, ruszamy na kolejny wypad do Kampinoskiego Parku Narodowego. Tym razem trzeba podjechać nieco dalej, w okolice Palmir. Dziś pracowałem na rano, więc ruszamy na wycieczkę dopiero po godzinie 12, a w dodatku dojazd trwa dość długo, bo od rana mocno sypie śnieg i drogi są mało przetarte. Jest za to szansa, że w lesie będzie bajkowo. Wreszcie docieramy na parking w Palmirach, na skraju lasu. Jest zimno, mróz szczypie w policzki. Trzeba żwawo się ruszać. Kierujemy się na zachód, w stronę Kaliszek. Otoczenie jest bajkowe, już dawno nie było takiej zimy! Przy kontroli naszego kierunku marszu na mapce w telefonie odczytuję sensacyjną wiadomość - 10-osobowa grupa nepalskich wspinaczy weszła na szczyt K2! Już od wczoraj trzymałem kciuki, bo zapowiadało się że mają ładną pogodę i jest pewna szansa. Ale nie spodziewałem się jednak, że wejdą wszyscy! To niewątpliwie jedno z najważniejszych wydarzeń górsko-eksploracyjnych XXI wieku, może i najważniejsze. K2 opierał się dotąd wszelkim próbom zdobycia go zimą, jako ostatni z ośmiotysięczników. A dziś wreszcie padł! My mamy skromniejsze wymagania i zimą zdobywamy kampinoskie lasy ;)
Mijamy Kaliszki i szkołę podstawową. Mapka mówi, ze w pobliżu jest opuszczony magazyn jednostki wojskowej. Przedzieramy się przez las i wchodzimy do środka. Był tu chyba jakiś garaż na cięższe pojazdy, może mały warsztat, bo w podłodze są kanały. Całość to ruina, ale dotąd zachowały się resztki bramy i ogrodzenia.
Najciekawsza rzecz jest jednak kilkaset metrów dalej na południe. Nie ma tego na żadnej mapie, a i na zdjęciu satelitarnym niczego specjalnego nie można się dopatrzeć. Dopiero zdjęcie pokazujące rzeźbę terenu mówi, że las skrywa coś bardzo ciekawego. Tam to wypatrzyłem i postanowiłem zobaczyć na własne oczy. To zapasowe miejsce stacjonowania rakietowego dywizjonu przeciwlotniczego. Jak wyszperałem w internecie - był to 2. dywizjon rakietowy Obrony Powietrznej Palmiry, wyposażony w rakiety S-75. Była to w ogóle pierwsza tego typu bojowa jednostka w Polsce, powstała w latach 60-tych XX wieku.
Wkrótce docieramy do celu. Są tu dwa budynki. Pierwszy z nich to wartownia i stacja transformatorowa, zapewne z węzłem łączności. Drugi to niewielkie koszary. Są tu nawet resztki drewnianych podłóg, zbrojownia, resztki sanitariatów, mniejsze pomieszczenia jak gabinet dowódcy czy kuchnia. Robimy sporo zdjęć.
Według mapy na zachód od drogi znajdują się stanowiska startowe rakiet i stanowisko radaru kierowania ogniem. Przedzieramy się przez powalone drzewa. Wreszcie są - obwałowania otaczające miejsca, gdzie kiedyś stały wyrzutnie rakiet. W niektórych wałach są niewielkie schrony, gdzie mogła skryć się obsługa.
Docieramy na miejsce centralnego radaru. Tu obwałowania są inne, po bokach wzmocnione betonem. Jednak porzucone i nieutrzymywane od lat miejsce zarósł las, dziś już na tyle wysoki, że w padającym śniegu ciężko już doszukać się układu samej bazy. Nie ma już dróg, można tylko dopatrzeć się w lesie ich dawnego przebiegu.
Wracamy do budynków koszarowych i ruszamy na wschód. Według zdjęć terenowych na południe rozciąga się kolejny ciekawy obszar, gdzie przed wojną były spore składy amunicji i bocznice kolejowe. Obecnie nie mamy czasu i ochoty tam już iść, ale jest to kolejny ciekawy temat do eksploracji. A jeszcze dalej jest cmentarz, gdzie spoczywają ofiary hitlerowskich egzekucji w Palmirach. Też już zostawiamy to na inną okazję.
Idziemy na wschód, w coraz silniej padającym śniegu. Robi się szarawo, mamy już powoli dość zimna i marszu. Kierujemy się na parking posiłkując się mapką w telefonie. Teren prowadzi wzdłuż zaśnieżonych bagien i przez całkiem pokaźne wydmy. Wreszcie docieramy do samochodu. Wycieczka była naprawdę udana, przeszliśmy 9,5 km.
Powrót do Warszawy jest bardzo wolny - drogi są totalnie zasypane, wszyscy jadą ostrożnie. W końcu zmęczeni i wychłodzeni docieramy do domu. Temperatura spada do -10 stopni i pada śnieg! Zima na całego. Wycieczka była ciekawa i pouczająca, zobaczyliśmy coś, o czego istnieniu pewnie mało kto z ludzi odwiedzających te tereny wie.