poniedziałek, 26 października 2020

Rowerowa wycieczka do Serocka

Po dość aktywnym rowerowo wrześniu nastał bardzo mało aktywny październik. Złożyło się na to kilka czynników - słaba, deszczowa pogoda, nawał pracy jaki ostatnio mam, narastająca gwałtownie ilość przypadków zakażeń koronawirusem. Planowałem rowerową trasę Kraków - Warszawa, ale zrezygnowałem. Nawet drobny wypadek i przymusowy kontakt ze służbą zdrowia byłby teraz niewskazany, podobnie jak zwykłe przeziębienie się. Ciężko jednak trwać w takiej bezczynności, więc kiedy wreszcie trafia mi się wolne przedpołudnie postanawiam ruszyć na średniej długości rowerową trasę pod Warszawę.

Moim celem jest miasteczko położone nad Narwią, a właściwie jeszcze nad Zalewem Zegrzyńskim - Serock. Nie mam wystarczająco dużo czasu by objechać cały zalew dookoła, ale i sam Serock wydaje się ciekawym celem. Ruszam około 9 rano, kierując się na północ. Mijam Ursynów i Stegny, docieram do ścieżki rowerowej wzdłuż Wisłostrady. Ludzi nie ma prawie w ogóle, jedzie się zupełnie bezproblemowo. W dodatku jest przyjemnie chłodno. Na Wiślanych Bulwarach zatrzymuję się, bo dawno już nie widziałem by były tak puste. 


Mijam Żoliborz i skręcam na most Grota. Postanawiam wypróbować ścieżkę rowerową nad samą Wisłą. Jakoś nigdy nią nie jechałem, ale wiem że dość niedawno otwarto kładkę nad ujściem kanału i portu żerańskiego do Wisły. Zaraz po zjechaniu z mostu kieruję się po lewej stronie elektrociepłowni i rzeczywiście - jest tu asfaltowa ścieżka, a kawałek dalej wygodna kładka. Robię kilka zdjęć.





Ścieżka dalej wiedzie wiślanym wałem, ale wkrótce trzeba z niego zjechać. Jest tu niby asfalt, ale wszystko tonie w opadłych liściach. Zresztą asfalt kończy się i trzeba kawałek jechać po betonowych płytach, co już nie jest takie przyjemne na szosowym rowerze. Docieram do cywilizowanej nawierzchni i kieruję się w stronę Tarchomina. Przecinam osiedla, ulicę Modlińską i tereny zielonej Białołęki. Wreszcie północna granica miasta. Mam już od dawna opracowaną szybką i mało ruchliwą trasę nad Zalew Zegrzyński. Jadę na pamięć po wschodniej stronie Kanału Żerańskiego, potem przejeżdżam mostkiem na stronę zachodnią i wjeżdżam na ścieżkę rowerową prowadzącą do Nieporętu. Teraz jedzie się już zupełnie komfortowo. Mijam kładkę o fantazyjnych podjazdach, zupełnie nieprzystosowanych dla rowerzystów. 



W Nieporęcie kieruję się na zachód, ruchliwą drogą prowadzącą do Wieliszewa. Na szczęście ruch jest dziś umiarkowany. Zadziwia pusta powierzchnia Zalewu. Zawsze są tu dziesiątki żagli i motorówek. Skręcam w stronę Zegrza i mostu nad Narwią. Tu jest dwupasmówka, ale po stronie którą jadę jest lokalna droga i parkingi, którymi można bezpiecznie jechać rowerem. Za mostem jest spory podjazd, zaczyna się tu Wysoczyzna Ciechanowska, która góruje nad doliną Narwi. 



Za podjazdem kończy się chodnik, co zmusza mnie do jazdy poboczem, tu na szczęście bardzo szerokim. Wkrótce docieram do kładki, którą przedostaję się na drugą stronę drogi. Jeszcze kilka kilometrów jazdy wzdłuż dźwiękochłonnych ekranów, kolejny wiadukt i wreszcie docieram do tabliczki powitalnej Serocka. Zaczyna się tu również całkiem porządna ścieżka rowerowa. Przecinam centrum miasteczka, pokonuję kolejny długi podjazd i długi zjazd.


Mijam rondo za Serockiem i kawałek dalej docieram do miejsca, które samo w sobie byłoby ciekawym celem rowerowej wycieczki. To pozostałości zakładów "Sadpol" i leżąca na polu monstrualna truskawka. Jest to zapewne największa truskawka w Polsce, a kto wie czy i nie na świecie. Widać ją nawet na zdjęciach satelitarnych! Niegdyś stała pionowo, będąc widoczną z daleka wizytówką zakładu. Teraz wiele straciła z dawnej świetności. Robię kilka zdjęć z tym ciekawym obiektem.



Wracam do ronda i kieruję się na wschód, w stronę Wyszkowa. Docieram do mostu na Narwi i robię zdjęcie Zalewu od północy. Smutno, szaro i ponuro.


Wracam do ronda i do centrum Serocka. Najpierw czeka mnie spory i wymagający podjazd. Po chwili docieram na zaskakująco uroczy rynek. Jakoś nigdy tu nie byłem i przyznam że podoba mi się tu. Sam Serock nie ma zbyt wiele więcej do zaoferowania, na miejską plażę nie chce mi się już zjeżdżać. Wracam do głównej drogi i ruszam w drogę powrotną.



Jadę dokładnie tą samą trasą, którą tu dotarłem. Do domu spory kawałek, ponad 2 godziny jazdy i to w dodatku pod wiatr. Czuję że dawno już nie robiłem żadnych dłuższych wypadów, jakoś nie mam weny by mocno cisnąć i walczyć z podmuchami. Na moście w Zegrzu krótki przystanek. Rozlewiska Narwi prezentują się bardzo ładnie.



Wracam do Nieporętu i kieruję się na ścieżkę nad kanałem. Postanawiam zrobić eksperyment i pojechać na nieznany mi jeszcze odcinek tej trasy. Mijam mostek gdzie zawsze tu zjeżdżałem. Ścieżka wiedzie dalej na południe, nie ma żadnych znaków, mówiących że nie ma przejazdu czy coś podobnego. Po jakiś dwóch kilometrach... ścieżkę przegradza płot z napisem "teren budowy". Po prostu pięknie, typowe dziadostwo. Postawienie wcześniej znaku że przejazdu nie ma, przerosło jak widać wykonawcę. No ale ścieżka jest, a kolejny most już widać. Po pewnym czasie ścieżka się kończy, ale zostaje jeszcze pusty chodnik. 100 m od mostu kończy się i chodnik i muszę przejechać przez błoto. Klnę na całą sytuację, na to, że ścieżka budowana jest od kilku lat i nie dokończono dosłownie ostatnich metrów jej kolejnego odcinka. Co więcej - nie ma tu żadnych maszyn, więc zapewne nie zostanie jeszcze długo dokończony. 


Dalsza trasa tu ruchliwy fragment ulicy Płochocińskiej i znów tereny Zielonej Białołęki. Tarchomin, Żerań i ścieżka nad Wisłą, którą jechałem rano. Robię jeszcze kolejne zdjęcie industrialnego otoczenia elektrociepłowni, która stąd wygląda znacznie bardziej spektakularnie niż od strony Modlińskiej. 


Wracam Bulwarami na Czerniaków, ale jako że muszę jeszcze coś załatwić na Mokotowie, to nie jadę prosto do domu. Gdy docieram pod swój blok, licznik pokazuje 128 km. Wycieczka nie była jakaś bardzo długa, zajęła mi 5 h 40 min, ale uczciwie przyznaję, że ponad miesięczna przerwa od dalszych tras dała się odczuć. Dystans i wiatr w drodze powrotnej trochę dały w kość. Teraz muszę się szybko uwijać, bo za godzinę muszę już być w pracy. 


Mapka mojej trasy. Wycieczka okazała się całkiem fajna i ciekawa, miło było wreszcie gdzieś się wyrwać. Jak się uda w najbliższych dniach spróbuję zrobić coś podobnego, no ale aktualna sytuacja zmienia się z dnia na dzień i nie jest to takie pewne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz