sobota, 31 października 2020

Jesienna wycieczka do ciekawostek Puszczy Kampinoskiej

Ostatnie dni października nie należą do przyjemnych. Nie ma od dawna dobrej pogody, mimo że czasem pojawiają się krótkie okresy jej poprawy. Coraz gorsza sytuacja służby zdrowia i coraz bardziej dramatyczna sytuacja w szpitalach też nie napawa optymizmem. No i na dokładkę potężne społeczne poruszenie niezrozumiałymi decyzjami polityków. Aby nieco oderwać się od niewesołych myśli, postanawiamy wybrać się na rodzinny wypad pod miasto. Ostatnio szukamy ciekawych inspiracji w bliskich okolicach, jakiś opuszczonych miejsc, jakiś urbexów. Proponuję wypad na podwarszawską pustynię w północnej części Puszczy Kampinoskiej - do Grochalskich Piachów. W okolicy są również ciekawe forty pamiętające jeszcze czasy carskie, które też chcemy zobaczyć.

Jedziemy kilkanaście kilometrów na północ od Warszawy i w Czosnowie odbijamy z "siódemki" na drogę prowadzącą do Kazunia. Jeszcze kilka kilometrów jazdy i docieramy w okolice naszego pierwszego celu, do wsi Stare Grochale. Sama pustynia to duży obszar wydmowy w kampinoskich lasach, który jest porośnięty tylko rzadkimi krzakami i małymi drzewkami. Pełni ona rolę poligonu wojskowego dla pobliskiej jednostki saperskiej z Kazunia. Tu zwożone są i detonowane różnego rodzaju niewybuchy. Co ciekawe, kręcono tu sceny do filmów takich jak "Operacja Samum" czy "W pustyni i w puszczy". 

Mimo że tabliczka informuje o obszarze wojskowym, nie robimy sobie nic z zakazu i wchodzimy na teren. Rzeczywiście, wygląda to jak pustynia, przypomina nieco Pustynię Błędowską, choć jest od niej sporo mniejsza. Ja byłem tu już kilka razy, ale Madzia i Flo są po raz pierwszy i są zaskoczone, że tak blisko Warszawy jest tak nietypowe jak na polskie warunki miejsce. Robimy sporo zdjęć.




Flo zauważa wykopane w piasku stanowiska strzeleckie. Czyli jednak muszą się tu regularnie odbywać ćwiczenia wojskowe. Znajdujemy sporo łusek po ślepej amunicji, zarówno do starych karabinków AK, jak i współczesnej NATO-wskiej. Idziemy dalej na wschód, w stronę ukrytego w lesie dawnego fortu, gdzie dziś mieści się strzelnica garnizonowa. Nikt na niej w tym momencie nie strzela, ale nie chcemy tam wchodzić, bo jest to nierozsądne. Znajdujemy trochę grzybów - głównie niejadalnych, ale są też prawdziwki i podgrzybki. Najpiękniej jednak wyglądają muchomory.




Wracamy do samochodu przez las. Tu jest wręcz niewiarygodna ilość blaszkowych grzybów. Można by je dosłownie kosić. Dawno nie widziałem takich ilości w jednym miejscu.

Nasz kolejny cel znajduje się kilka kilometrów w stronę Warszawy. To jeden z fortów Twierdzy Modlin, dokładniej Fort VII Cybulice. Zostawiamy samochód na poboczu i ruszamy leśną ścieżką. Wkrótce przechodzimy mostkiem nad byłą fosą i docieramy do betonowych ścian. To tylna część fortu. Byłem tu kilka razy, ale zawsze z rowerem i nigdy nie miałem możliwości zwiedzenia wnętrz. Teraz wchodzimy do środka. Nieco żałujemy, że nie wzięliśmy latarek z samochodu, no ale trudno. Muszą nam wystarczyć latarki z telefonów. 

Tylną część fortyfikacji stanowią zdaje się magazyny i część mieszkalna. Są to ogromne, połączone ze sobą komory. W głąb prowadzi korytarz, którym zapuszczamy się spory kawałek. Flo jednak marudzi że nieco się boi, więc główny korytarz odpuszczamy, pozostając w pomieszczeniach blisko wyjść. Są tu nawet XIX-wieczne napisy wykonane cyrylicą. Kawał historii. 




Wychodzimy w końcu z bunkrów bocznym wyjściem i wspinamy się na jedno z jego skrzydeł. Mokra ziemia, mokre liście, ciężko tam się wspiąć... W dodatku zaczyna padać. Znów wchodzimy do środka. Tu są jakieś pomieszczenia koszarowe, są nawet pozostałości latryn. 







Wspinamy się na centralną część fortu. Co tu było? Jakieś stanowisko obserwacyjne? Wentylacja? Może stanowisko artyleryjskie? Ciężko stwierdzić. Pomieszczenia jednak nie mają połączenia z resztą umocnień.

 

Docieramy wreszcie do czoła fortu - wielkiego betonowego kloca, gdzie są korytarze i otwory strzelnicze. Jego znaczna cześć jest jednak zrujnowana, tak jakby została wysadzona. W bocznych sektorach znów napotykamy pomieszczenia koszarowe. Jest tu też chyba biegnący pod ziemią korytarz do części tylnej bunkra. Eksploracja jest bardzo ciekawa, ale zapadająca ciemność powoduje, że powoli kierujemy się do samochodu. 


Wracamy do domu. Pogoda znów zepsuła się całkowicie. Wycieczka jednak okazała się bardzo udana. Fory Cybulice okazał się naprawdę arcyciekawym miejscem i koniecznie muszę tam wrócić z latarką i lepszym aparatem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz