Początek roku 2023 to powtórka z końcówki 2022. Znów trzydniowy turniej piłki ręcznej, podobny jak ostatnio (czytaj tu). Tym razem jednak w Katowicach. Miasto które urodą nawet nie może stratować do Krakowa, ale i tak liczymy, że coś tam uda nam się zobaczyć. Klimat industrialny też może być ciekawy. Pomny ostatnich dalekosiężynych obserwacji Tatr, tym razem zabieram lustrzankę.
Trasa mija szybko, poza może fragmentem autostrady A1 koło Pyrzowic. To drogowe kuriozum. Oddany zaledwie kilka lat temu odcinek powinien być... rozebrany i zbudowany od nowa. Na skutek jakiś poważnych zaniedbań nasypy osiadają i na trzypasmowej autostradzie tworzą się naturalne "hopki", ograniczające prędkość do maksymalnie 80 km/h. Mimo zwolnień docieramy do aglomeracji górnośląskiej przed godzinami szczytu i sprawnie dojeżdżamy pod katowicki Spodek. Tam instalujemy nasz sprzęt i przygotowujemy się do transmisji pierwszego meczu. Mam wolną chwilę, więc stwierdzam, że pójdę na taras widokowy obok Międzynarodowego Centrum Kongresowego. Nie jest wysoko, kilka metrów powyżej okolicy, ale niebo w stronę Tatr wygląda na czyste, może to wystarczy by je zobaczyć? I okazuje się, że mam rację! Na niebie wyraźnie rysują się sylwetki szczytów Tatr Wysokich. Owszem, nie wszystkie, tylko te najwyższe i tylko trochę wystają ponad lokalne budynki i wzniesienia, ale jednak! Dobrze że wziąłem lustrzankę. Robię sporo zdjęć. Szacuję że najbardziej odległe szczyty to jakieś 150 km, moja rekordowa obserwacja i jeszcze dobrze udokumentowana.
(widok ogólny, zbliżenie na Tatry i opisana panorama wraz z podanymi odległościami i wysokościami szczytów)
Pora wracać do wozu. Gdy schodzę na dół, zaczyna padać. Miałem szczęście do tej pogody! Transmisja mija bez przeszkód, zbieramy nasze rzeczy i udajemy się do pobliskiego hotelu, gdzie mamy nocleg. To hotel "Katowice", którego zaletą jest jedynie położenie w ścisłym centrum miasta. Poza tym pamięta on minimum średniego Gierka, nie był za specjalnie modernizowany i czuję się tu trochę jak w muzeum PRL-u.
Idziemy jeszcze na jakieś zakupy i obejść centrum miasta. Zmieniło się tu sporo, ale też trudno powiedzieć, że jest tu coś atrakcyjnego. Zniknął stary budynek dworca kolejowego i powstała połączona z nim galeria handlowa. Ale jak wszędzie byli menele i narkomani, tak są do dziś. Przy nas jakiś dwóch zmęczonych życiem dżentelmenów wychodzi ze sklepu, od razu otwierają butelkę wódki i od razu piją ją "z gwinta". Ciekawy klimat. Wracamy do hotelu. Mieszkamy na 9 pietrze i stąd fajnie prezentuje się iluminowany Spodek, wyglądający trochę jak palnik gazowy.
Rano mamy sporo czasu. Idziemy do niezbyt odległego Muzeum Śląskiego. Chcieliśmy wybrać się do muzeum w dawnej kopalni w Zabrzu, gdzie można zjechać kilkaset metrów pod ziemię, ale tam wymagana jest wcześniejsza rezerwacja. To lokalne też będzie zapewne ciekawe, bo utworzone jest w budynkach danej KWK "Katowice". Dziwi nas system zabezpieczeń - bramki i skanery jak na lotnisku. Pierwszy raz coś takiego widzę w muzeum. Samo muzeum okazuje się dość ciekawe. Można je podzielić na muzeum zasadnicze, oraz galerie dzieł sztuki śląskich artystów. Dzieła sztuki są zarówno dawne jak i współczesne. Niektóre na tyle współczesne, że ciężko stwierdzić co "autor miał na myśli". Trochę przerost formy nad treścią. Natomiast muzeum historii Śląska i Zagłębia jest bardzo ciekawe i klimatyczne. Ciężko dokładnie oddać wrażenia, więc dodam kilka zdjęć. Ogólnie trasa jest ułożona chronologicznie, od czasów dawnych aż do współczesności.
Wizytę kończymy po dobrych dwóch godzinach. Pogoda jest podła, więc resztę czasu spędzamy w hotelu. A wieczorem - kolejny mecz w Spodku.
Ostatniego dnia pogoda jest równie nieciekawa. Postanawiam jednak z kolegą zrobić sobie mały spacer. Na północ od Spodka jest coś co wygląda ciekawie przynajmniej na mapie - park na dawnej hałdzie. Mijamy nieoczywisty pomnik Powstańców Śląskich. Droga wiedzie cały czas w górę, mijamy jakieś osiedla, docieramy w końcu do parku, który jest raczej dziko rosnącymi drzewami i błotnistymi ścieżkami. Po chwili jesteśmy na szczycie dawnej hałdy. Wokoło panorama - kominy, chłodnie kominowe, dymy i bloki po horyzont. Ot - aglomeracja górnośląska.
Architektura dawna, powojenna i współczesna miesza się tutaj ze sobą. To niestety nie wpływa na urodę miasta. Wracamy do hotelu, pakujemy się i jedziemy na ostatni mecz. Kończymy o 21:30, w drogę ruszamy o 22. Na szczęście jest pusto, to święto Trzech Króli i ruch jest minimalny. W Warszawie jesteśmy nieco po 1 w nocy.
Wyjazd był niby zwykłym służbowym wyjazdem jakich wiele, ale udało się zobaczyć kilka ciekawych rzeczy. No i przede wszystkim - Tatry z odległości 150 km. Nikt mnie jednak nigdy nie przekona, że na Górnym Śląsku jest cokolwiek atrakcyjnego. To teren przemysłowy i poprzemysłowy, zdewastowany i zaniedbany. Wiem, że to dom dla kilku milionów ludzi, ale osobiście nie widzę w tym rejonie nic ciekawego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz