sobota, 31 grudnia 2022

Krakowski spleen

Okres między świąteczno-noworoczny nie oznacza dla mnie wolnego. Mam wyjazd służbowy do Krakowa - turniej piłkarzy ręcznych 4 Nations Cup. Całość potrwa trzy dni, ale na szczęście codziennie pracujemy od około 15, co pozwala na dwie wycieczki po dawnej stolicy Polski. Pierwszy dzień to przejazd, instalacja sprzętu i realizacja pierwszego meczu. Ale już w dwa kolejne dni będzie nieco wolnego.

Miałem zabrać ze sobą lustrzankę, ale w ostatniej chwili rezygnuję. Tyle razy ją brałem i niemal nigdy nie użyłem. Jak bardzo głupia to decyzja dociera do mnie już kilka godzin później. Na wysokości Jędrzejowa moja uwagę przykuwają... znakomicie widoczne na horyzoncie Tatry! To przecież niemal 150 km w lini prostej, coś niesamowitego. I właśnie teraz przydała by się lustrzanka z teleobiektywem. Warunki są idealne. Klnę pod nosem. Smartfonem mogę jedynie udokumentować tak daleką obserwację, ale jakikolwiek detal jest niemożliwy. Robię kilka zdjęć, coś tam nawet wychodzi. Z okolic Miechowa i obwodnicy Słomnik, a także przedmieść Krakowa, Tatry wręcz przykuwają wzrok. Tak dobre warunki oznaczają, że były dziś widoczne zapewne z Gór Świętokrzyskich. 





Docieramy pod halę Tauron Areny. Instalacja zajmuje nam dobrą godzinę, potem przygotowanie i realizacja meczu. Na szczęście nasz hotel jest blisko, dosłownie 5 minut drogi. Planujemy na rano wycieczkę w okolice centrum miasta, może wejście na Kopiec Kościuszki, na który nie udało nam się wejść kilka lat temu, bo... nie sprawdziliśmy w jakich godzinach jest otwarty.

 

Rano ruszamy po 10. Wsiadamy w tramwaj nr 1. Jedzie przez centrum miasta i kończy trasę na pętli Salwator. Tam schodzimy nad Wisłę, ale miejsce jest zupełnie niereprezentacyjne, pełno śmieci i butelek po alkoholach. Ruszamy lekko wznoszącą się drogą przy cmentarzu Salwatorskim. Dziś też widać Tatry! Co prawda nie tak jak wczoraj, bo dość mocno świeci słońce, ale i tak rysują się wyraźnie. Dochodzimy do wzgórza, którego zwieńczeniem jest fort i Kopiec Kościuszki.


Płacimy za wstęp i brukowanymi ścieżkami wspinamy się na sam szczyt. Jest tu trochę ludzi, ale nic dziwnego - panorama na cały Kraków jest wspaniała. Znów klnę na brak lustrzanki, ale ręcznie ustawiając parametry zdjęcia próbuję jak najlepiej uwiecznić Tatry i Babią Górę. 



 

Obchodzimy jeszcze cały fort i wracamy nieco inną drogą, przez dziki w tym miejscu park. Docieramy na krakowskie błonia. Jest tak ciepło, że zdejmujemy kurtki. Fajny koniec grudnia- słońce i 15 stopni na plusie. Mijamy stadion Carcovii i docieramy na wąskie uliczki Starego Miasta. Przecinamy Planty i docieramy na krakowski Rynek. To piękne i charakterystyczne miejsce, pełne ludzi. Robimy nieco zdjęć. Pora powoli kierować się w stronę hotelu i potem na halę Tauron Areny. Idziemy ulicą Floriańską, pod Bramą Floriańską i obok Barbakanu.






Kupujemy bilety na tramwaj powrotny i po chwili oczekiwania jedziemy w stronę naszego hotelu. Obok jest w sumie ciekawa dla mnie rzecz - opuszczona galeria handlowa, która do niedawna mieściła centrum pomocy dla Ukraińców, a obecnie jest już zamknięta i rozbierana. Ciekawe miejsce na urbex, szkoda, że nie ma na to czasu. 




Kolejne godziny spędzamy już na hali i w naszym wozie, realizując mecze drugiego dnia turnieju. 



Ostatniego dnia musimy opuścić hotel o 11 rano. Transportujemy rzeczy do wozu, ale mamy mnóstwo czasu, który trzeba jakoś spożytkować. Pogoda jest piękna, więc idziemy na północ, do Muzeum Lotnictwa. Miejsce okazuje się zaskakująco ciekawe. Są tu stałe ekspozycje na otwartym powietrzu, obejmujące samoloty cywilne i bojowe, choć w na ogół niezbyt dobrym stanie. Są też dawne hangary, gdzie jest też masa eksponatów - od całych samolotów, poprzez uzbrojenie, silniki, szczątki wykopane gdzieś z ziemi i różne stroje czy fotele wyrzucane. W muzeum spędzamy ponad 2 godziny, dokładnie obchodząc całość. Pora wracać do hali. 
















Ostatni mecz turnieju, Polska mimo wygranej zajmuje drugie miejsce. Zwijamy nasz wóz, co zawsze trwa o wiele krócej niż jego instalacja. Ruszamy do Warszawy około godziny 21. Na miejscu jesteśmy przed 1 w nocy.

Wyjazd, choć służbowy, pozwolił na zwiedzenie ciekawych miejsc w Krakowie, a także na jedną z najdalszych obserwacji Tatr jaką udało mi się dokonać. Teraz już zawsze będę brał lustrzankę gdy będę jechał w rejony południowej Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz