niedziela, 8 stycznia 2023

Rowerowa wycieczka wokół Warszawy

Pod koniec grudnia wybrałem się na rowerową wycieczkę wokoło Warszawy. Miała być to ostatnia 100 km trasa w kończącym się roku, ale z powodu podwójnego kapcia, zakończyłem ją przedwcześnie (czytaj tu). Jakoś ta trasa nie daje mi spokoju i po wymianie opony i dętki postanawiam powtórzyć. Akurat mam wolny dzień, jest to przypadkiem niedziela.

W trasę ruszam późno, niemal o godzinie 14. Wkrótce zrobi się ciemno i większość drogi pokonam po zmroku, ale jestem na to przygotowany. Zimą, przy niezbyt pięknej pogodzie, jak dla mnie nie ma zbyt wielkiej różnicy między jazdą w dzień czy w nocy. Dziś jest nieco chłodniej niż w grudniu, są jakieś 2 stopnie powyżej zera. Ubieram się lżej niż wtedy, ale na szczęście wziąłem dodatkowego buffa, którego szybko zakładam jako maskę na twarz. Od wschodu wieje silny i bardzo nieprzyjemny wiatr. Kieruję się z Natolina wzdłuż Południowej Obwodnicy Warszawy i muszę jechać wprost pod ten wiatr. Na moście mały przystanek i szybkie zdjęcie.



Skręcam w lewo, w Wał Miedzeszyński, a kawałek dalej na rondzie w Trakt Lubelski. Mimo, że jest zimniej, to jest znacznie bardziej sucho niż niedawno. Nie ma żadnych kałuż ani błota. Przynajmniej rower po trasie będzie wymagał o wiele mniej czyszczenia. Na Trakcie Lubelskim jest momentami ścieżka rowerowa, ale później kończy się i muszę jechać po jezdni. Na szczęście ruch jest bardzo mały. Docieram do ulicy Widocznej, ale nie ma jak przejechać na drugą stronę torów kolejowych. Przejeżdżam pod Płowiecką i uliczkami Marysina Wawerskiego docieram do miejsca, gdzie jest przejście przy PKP Gocławek. Tory tu są jakoś przebudowywane, może doczekamy się w końcu normalnej kładki dla pieszych? Wkrótce dojeżdżam do skrzyżowania Żołnierskiej i Marsa.


Ostatnio pojechałem przez Rembertów i Zielonkę. Teraz jednak zmieniam koncepcję trasy, by nie było to jeden do jednego. Jadę wzdłuż Żołnierskiej, gdzie jest wygodna ścieżka rowerowa. Pojadę przez Ząbki lub zachodnią część Zielonki.


Zaczyna powoli robić się ciemno. Uznaję, że przyjemniej będzie pojechać do Ząbek i na przejściu dla pieszych skręcam w lewo. Uliczkami docieram do lini kolejowej, ale na szczęście jest tu tunel, więc można tą przeszkodę pokonać równie sprawnie jak w Zielonce. Kieruję się na północ, mijając szpital psychiatryczny. To znana "Ząbki Drewnica, wariatów stolica". Gdyby wjechać na teren, to dalej jest nowy budynek, ale to co widać zza płotu wygląda koszmarnie. Stare budynki straszą. Od samego przebywania w takim miejscu można było dostać depresji...




Przejeżdżam pod trasą S8 i docieram do Marek. Tu kieruję się tak samo jak poprzednio, ulicami zielonej Białołęki. Na szczęście dziś nie ma kałuż pokrywających całą szerokość jezdni. Jest już ciemno, włączam lampki. Przy tej temperaturze przednia może nie wytrwać do końca, ale mam drugą w zapasie. Mijam Lewandów, Kanał Żerański, ulicę Płochocińską i Michałów-Grabinę. W Józefowie skręcam na Legionowo. Tu na szczęście też jest dobra ścieżka rowerowa. Po kilku dalszych kilometrach docieram do Legionowa.


Skręcam w lewo, w stronę Jabłonny. Zaczynam odczuwać głód, zatrzymuję się więc i zjadam pasek z zabranej ze sobą czekolady. Zimą na takich trasach nie piję żadnych płynów, ale cukier muszę uzupełniać. Mijam tory kolejowe i feralne miejsce gdzie niedawno złapałem kapcia. Docieram do Jabłonny i skręcam w stronę Warszawy.

Poprzednia wpadka dała mi lekką nauczkę. Teraz zatrzymując się na światłach za każdym razem dotykam tylną oponę, jakby nie wierząc, że ciśnienie jest ok. Mijam Nowodwory, docieram na Tarchomin do centrum handlowego, gdzie wtedy byłem zmuszony zakończyć wycieczkę. Tu gaśnie przednia lampka, więc zakładam drugą, o lepszej baterii.


Jadę dalej, skręcam na most Północny. Pokonuję po raz drugi Wisłę, ale nie jadę na zachód. Odbijam na północ, w stronę cmentarza Północnego. Tu jest nie tyle ścieżka, co pobocze przystosowane do rowerów. Ruch jest bardzo mały.


Skręcam w prawo, w Wólczyńską i docieram do skrajów Puszczy Kampinoskiej. Teraz już będzie tylko na południe. Jadę ulicą Estrady, mijam wysypisko śmieci na Radiowie, przecinam lasy na Boernerowie i docieram do siedziby Wojskowej Akademii Technicznej na Bemowie. Tu znów pojawiają się ścieżki rowerowe. Kieruję się na południe wzdłuż Lazurowej. Niegdyś ulicy będącej synonimem zachodniego końca Warszawy, obecnie z obu stron zabudowywanej silnie rozrastającymi się osiedlami. 


Mijam ulicę Połczyńską i Aleją 4 czerwca 1989 docieram do Ursusa, gdzie skręcam w Ryżową i kieruję się dalej na południe. Przecinam już poza granicami Warszawy Aleje Jerozolimskie i tory WKD w Opaczy. Tu kończy się zabudowa, robi się ciemniej, a ja przejeżdżam nad drogą ekspresową przy węźle Opacz.


Docieram do Raszyna, pozostało mi kilkanaście kilometrów drogi. Zniknęła już niemal cała czekolada, ale już nie mam problemów z energią. Problemem znów jest lodowaty wiatr, buffem znów szczelnie zakrywam twarz. Ulicami Warszawską i Baletową dojeżdżam do Puławskiej na wysokości Lasu Kabackiego. Skręcam w Kajakową, gdzie jest wojskowe osiedle dla załogi Centrum Operacji Powietrznych. Jest tu ciekawa tablica, ukazująca dziób F-16 wyłaniającego się z mapy Polski.


Do domu kilka kilometrów. Kawałek błotnistej leśnej drogi i znów asfalty Kabat. Wreszcie jestem pod klatką. Cała trasa to 101,5 km, więc minimalnie przekroczyłem tą magiczną granicę. To pierwsza trasa ponad 100 km w tym roku. Oby było takich i dłuższych jak najwięcej. 


Załączam mapkę. Trasa jest oczywiście dowolnie modyfikowalna, sam zmieniałem jej koncepcję w trakcie. Robiona w formie pętli pozwala w razie czego szybko skrócić trasę i pojechać wprost do centrum miasta, do komunikacji publicznej. Zachęcam do takich tras, pozwalają poznać okolice własnego miejsca zamieszkania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz