czwartek, 13 września 2018

Rowerowy eksperyment

Dziś postanawiam zrobić mały eksperyment z wykorzystaniem nowego roweru. Chce zobaczyć jaki dystans dam radę przejechać w formie "turystycznej". Czyli jadąc drogami asfaltowymi o małym natężeniu ruchu, jakimiś chodnikami gdy nie da rady drogą, a w mieście używając ścieżek rowerowych. Przejechać z plecakiem i zapasem wody, ale bez większego zapasu jedzenia, poza awaryjnym batonikiem. Ustalam że mój eksperyment potrwa 5 godzin, bo to czas takiej średniej wycieczki, bez wielkich szaleństw.

Ruszam na północ Warszawy, szybko i sprawnie przecinam całe miasto używając rowerowej "autostrady" wzdłuż Wisły. Od Młocin nie jest już tak różowo. Na rowerze górskim nie miałbym problemu, bo do Łomianek dotarłbym przez piaszczyste drogi w Lesie Młocińskim. Na rowerze szosowym ta trasa nie jest dostępna, a jazda wzdłuż ruchliwej "siódemki" pozbawionej tutaj pobocza to niemal samobójstwo. Jadę więc na zachód, objeżdżając cały Cmentarz Północny. Później przecinam Laski i Łomianki i jadę dalej na północny-zachód wzdłuż "siódemki". Obok jest taka lokalna droga, można nią nawet całkiem dobrze się rozpędzić, bo ruchu na niej nie ma żadnego. Jest jednak dość odczuwalny wiatr. Dojeżdżam w końcu do Czosnowa, tu skręcam w lewo w jakąś lokalną drogę, o dziwo mającą z boku wyznaczony specjalny pas dla rowerów. W ogóle droga jest w znakomitym stanie, asfalt gładziutki. Docieram do jednostki wojskowej w Dębinie i stwierdziwszy że powoli zbliża się połowa wyznaczonego czasu skręcam w lewo, w kierunku Warszawy. Mogę jechać drogą w kierunku Błonia, ale nie wiem ile to w sumie zajmie. Postanawiam wrócić tak jak przyjechałem, więc kieruję się znów na Czosnów.

 
Później wzdłuż "siódemki" docieram do Łomianek. Tu nieco inaczej niż w tamtą stronę, ale mijam Laski i objeżdżam Cmentarz Północny.

 
Potem przecinam całą Warszawę na południe, mijam w końcu Wilanów i Powsin, a ostatnie minuty limitu czasu krążę już po Kabatach. Pod domem jestem równo po 5 godzinach.

Przejechałem 111 km, momentami jadąc szybko, a momentami zupełnie rekreacyjnie. Zdążyłem nawet kilka razy się zatrzymać, by sprawdzić w telefonie jak się kierować dalej. Oczywiście wiele razy stałem na światłach, czy zwalniałem z powodu dziurawego asfaltu. Po 5 godzinach jazdy powoli zacząłem odczuwać głód, ale byłbym w stanie jechać jeszcze ze 2 godziny bez jedzenia.






Wynik jest dość zadowalający, bo pozwala realnie dojechać w ciągu jednego dnia nad morze lub do Krakowa. Na razie nie planuję wycieczek ponad 300 km, ale z pewnością podejmę kilka dłuższych obejmujących dalsze okolice Warszawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz