Krótka relacja z weekendowego wypadu w Tatry.
Jako "bazę wypadową" obrałem sobie Zdziar. Miejscowość ma tę zaletę że jest urocza, nie ma tam w ogóle turystów o tej porze roku, jest dużo kwater do wyboru, a we wschodnie rejony Tatr jest blisko. W piątek coś niby planowałem, ale zrobiło się późno, pogoda była nieszczególna, ja po długiej podróży... więc "zdobyłem" Magurę Spiską, a właściwie nawet nie jej szczyt, tylko miejsce skąd ładnie było widać Tatry Bielskie, niestety przykryte chmurami.
W sobotę pojechałem do Białej Wody Kieżmarskiej, skąd ruszyłem w górę doliny Kieżmarskiej, do Zielonego Stawu. Cudowna pustka i szum lasu. Na szlaku spotkałem maksymalnie 20 osób :). Mowa o całym dniu, bo do schroniska to było może z 5 osób. Schronisko nad Zielonym Stawem przypomina klimatem schroniska alpejskie, położenie jest według mnie znacznie atrakcyjniejsze niż schroniska nad Morskim Okiem. Jezioro mniejsze, ale bardziej urokliwe. Nad schroniskiem góruje niemal 1000-metrowa ściana Małego Kiezmarskiego Szczytu i ośnieżone ściany Łomnicy i Durnego Szczytu, a także pionowa baszta Jastrzębiej Turni.
Kilka osób szło przez Baranią Przełęcz do Terinki, ja jednak - magistralą do Doliny Białych Stawów. Przy Białym Stawie odbiłem na szlak na Przełęcz pod Kopą. Szlak jest niby do 15 czerwca zamknięty, no ale cóż... żadnego filanca nie spotkałem ;) Wszedłem na Wyżnią Przełęcz pod Kopą, skąd widoki są lepsze. Potem z powrotem do Białego Stawu i niebieskim szlakiem do Rzeżuchowego Źródła i drogą w Kieżmarskiej do parkingu w Białej Wodzie. Razem 7 h marszu, ok 17 km, deniwelacja łączna ok. 1600 metrów. Fajny spacerek :)
W niedzielę pojechałem do Smokowca. Pogoda była piękna. Okazało się, że kolejka na Hrebienok jeździ dopiero od 9:30. Strasznie nie lubię tam podchodzić i to w słońcu. Poczekałem więc trochę i pierwszym kursem podjechałem, oszczędzając sobie 200 m podejścia.
Potem już żwawo ruszyłem dnem doliny Staroleśnej. Bardzo ja lubię, jest tak jak większość południowych dolin bardzo dzika, ale jednocześnie mocno nasłoneczniona i wszystko pięknie wygląda. Planowałem ewentualne podejście na Rohatkę lub Czerwoną Ławkę, ale... nie wziąłem raków z samochodu. Zaczęły się płaty śniegu, a jak wreszcie dotarłem na wysokość skąd zobaczyłem obie przełęcze - wiedziałem ze bez raków nic z tego. Sama jednak Zbójnicka Chata jest pięknym celem, a ja nie nastawiałem się na żadne szczytowanie, tylko na miły relaks w górach.
Spotkałem kilku nosiczów. Ogólnie tego dnia minąłem maksymalnie 100 osób. Ruch niby większy niż dzień wcześniej, ale co to jest w porównaniu z taką Doliną Pięciu Stawów Polskich? Pod schroniskiem spotkałem ciekawską kozicę. Świstaków i miśków niestety nie było :( Na zejściu słoneczko przypiekało, zapoznałem się z psem jednego nosiczów ;) Gdy dotarłem do Rozstaju przy Wodospadach Zimnej Wody postanowiłem podejść do chaty Zamkovskiego. Do Terinki mi się już nie chciało, to jednak dużo jak na jeden dzień. Podszedłem jednak tylko do Obrovskeho Vodopadu. Na Magistrali było sporo ludzi, poczułem się jak w polskich Tatrach, więc źle mi się zrobiło na myśl o podejściu w tym "tłumie". Wróciłem do Hrebienoka i asfaltówką w dól do Smokowca. W Tatrzańskiej Łomnicy spotkałem dużą łanię jelenia, która skubała trawę przy szosie i miała wszystkich w.d...użym poważaniu ;) niestety nie miałem jak zrobić zdjęcia z samochodu, a stanąć nie było gdzie. Fajny, udany dzień, wycieczka nieco mocniejsza niż dzień wcześniej. 15 km, ale niemal 2000 m deniwelacji.
Ostatniego dnia, w poniedziałek - chciałem zwiedzić Jaskinię Bielską. Jakoś nigdy mnie do niej nie zawiało. Wyszukałem z necie info, że pierwsza grupa (a jakże, z przewodnikiem) rusza o 9:30. O 9 zameldowałem się na parkingu, ale było dziwnie pusto... obszedłem wszystko i zauważyłem że "v pondelok je zatvorene". Cholera by ich wzięła. Aby cokolwiek zrobić jeszcze w górach - podjechałem na Wierch Poroniec i zrobiłem sobie miły i piękny widokowo spacer na Rusinową Polanę. Było aż dziwnie, bo oprócz mnie na polanie była... 1 osoba :) Dopiero jak wracałem, to minąłem z 10 wycieczek szkolnych, każda po dobre 50 osób :)
Potem kilka godzin jazdy, podziwienie Tatr z Zakopanki - bez problemów widoczne z okolic Jordanowa i Pcimia. Ogólnie fajny wyjazd, fajny reset umysłu, fajne wycieczki, choć żadna z nich nie była wymagająca. W sierpniu planuję coś w górach Norwegii, ale we wrześniu chętnie wrócę w Tatry, jak już sezon wakacyjny się skończy.
wtorek, 30 maja 2017
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Ostatnie kilka dni spędziłem na Litwie. Celem wyjazdu było zwiedzenie Ignalińskiej Elektrowni Jądrowej. Jest to może dość nietypowy ...
-
Wyprawa do Skandynawii w 2018 roku to kolejny mój wyjazd w te piękne rejony. Od kilku lat właśnie tam odnajduję spokój i piękną przyrodę....
-
Czerwiec tego roku jest bardzo upalny. Mimo że jeżdżę ostatnio sporo na rowerze, to nie przekraczam zazwyczaj trzech godzin, bo później s...
-
Ten rok jeśli chodzi o wakacyjne wypady jest zdecydowanie skandynawski. Byłem już na objazdowej trasie po Norwegii (czytaj tu ), ale ma...
-
Tegoroczny czerwiec mogę określić miesiącem dłuższych rowerowych tras. Dość wyjątkowym zbiegiem okoliczności niemal w każdy weekend mam woln...
-
Lipiec był dla mnie pod kątem rowerowym niemal straconym miesiącem. Jazdy było tyle co nic. Najpierw dwa wyjazdy urlopowe (czytaj tu ),...
-
Lipcowy wyjazd do Norwegii planuję już od kilku miesięcy i od początku w głowie miałem dość ogólny zarys trasy. Tym razem nie chcę jecha...
-
Jak co roku w sierpniu, biorę udział w niełatwym i ciekawym przygodowym przedsięwzięciu znanym jako Bieg Katorżnika. Nazwa jest niewinn...
-
Początek czerwca 2018 roku spędzam w zupełnie odmiennym miejscu i klimacie. Od kilku lat najbardziej pociąga mnie surowa północ i tym ...
-
Wyjazd na Białoruś planowałem na wiosnę tego roku. Jednak w międzyczasie miałem wypadek i operację, która poskładała moją twarz do kupy. ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz