Ukończyłem XII Maraton Komandosa, rozegrany 28.XI.2015 w Lublińcu-Kokotku. Bieg od początku istnienia organizuje WKB "Meta" Lubliniec wraz z JW 4101 czyli Jednostką Wojskową Komandosów z Lublińca. Jest skierowany głównie do wszystkich służb mundurowych, ale mogą również startować cywile i rezerwiści. Warunkiem jest start w pełnym umundurowaniu polowym, butach wojskowych o minimum 19 cm cholewce i plecakiem o wadzie minimum 10 kg na całej trasie biegu. Plecak jest ważony zarówno przed jak i po biegu i nie może pod żadnym pozorem zejść poniżej 10 kg. Dystans biegu - maratoński, czyli 42 km 195 m, ale w przeciwieństwie do biegów miejskich większość trasy prowadzi leśnymi, piaszczystymi drogami, brak jakichkolwiek punktów z wodą czy żywieniowych (chyba że ktoś lubi szyszki i wodę z jeziora ;) ). Trasa to dwie pętle po 21 km, na półmetku można dotankować camelbaga, napić się, zjeść coś z wcześniej zostawionych zapasów. Ale - wszystko własne, samemu trzeba się mądrze zorganizować, by to zajęło jak najmniej czasu. Oczywiście, można na całej trasie nieść zapas żarcia i picia, ale wtedy waga plecaka rośnie i rośnie... limit czasu na połówce dystansu to 3 h 20 min, na mecie 7 h. Wydaje się - można by całość przejść szybkim krokiem. Ale sam poczułem jak trudno by było zmieścić się w limicie tylko idąc...
To co napisałem - ukończyłem ten maraton. Nie przebiegłem całości dystansu. Przebiegłem 23 km, czyli do półmetka i 2 km dalej. Potem zaczęły się skurcze. Mimo, że nie brak mi kondycji, że trenuję regularnie, że trenuję z obciążeniem. Przebiegnięcie tego dystansu bez podchodzenia jest już dużym wyzwaniem. To co robią najlepsi - przebiegnięcie w około 3 h, jest dla mnie jakimś kosmosem i chylę nisko czoła. Wysiłek okazał się bardzo duży. Na półmetku byłem zmęczony podobnie co na mecie Maratonu Warszawskiego. Czas 2 h 49 min, zakładałem sobie 2 h 40 min, więc prawie się udało. Ale tak dużego zmęczenia nie zakładałem i czułem przez skórę, że na drugiej pętli zacznie się piekło. Dużo czasu straciłem na uzupełnianie zapasów. A musiałem się zebrać w sobie, zacisnąć zęby i ruszyć na kolejną pętlę. Niestety w większości ją przeszedłem, ale... nikt już prawie nie biegł. Wszyscy tylko raźno maszerowali. Nawet ci co próbowali walczyć i biec nie poruszali się jakoś znacząco szybciej, a i tak musieli próby podbiegania przeplatać marszem. W okolicach 30 km miałem jeszcze nadzieję na czas poniżej 6 h, ale oddalał się on z każdym kilometrem, mimo że też byłem bliski podbiegania. Bałem się jednak zerwać do biegu, bałem się skurczu, który może mi naderwać któryś z czworogłowych i który tylko zwolni moje tempo, albo wręcz wykluczy mnie z dalszej walki. Na 3 km przed metą przyspieszyłem na maksa, chyba nigdy w życiu tak szybko nie szedłem ;) Dotarłem na metę po 6 h 20 min. Zdobyłem mnóstwo doświadczenia, teraz już wiem jak rozłożyć wysiłek w tak specyficznych zawodach. W kolejnej edycji z pewnością zejdę poniżej 6 h, myślę że nawet 5 h 30 min jest realne. Muszę lepiej wyważyć plecak, teraz ważył netto 11,4 kg, po załadowaniu camelbaga, żeli, batoników i innych pierdółek miał 14 kg przed startem. To naprawdę się odczuwa po 40 km :) Chcesz biec, a twoje mięśnie mają Cię w d... :) Wypiłem 6 l wody i izotoników, a ile ze mnie wyszło, mimo temperatury bliskiej zera - widać po stanie kurtki na zdjęciu ;)
Satysfakcja na mecie mimo wszystko - ogromna! Doświadczenie bezcenne, podobnie jak uścisk dłoni dowódcy i proste słowa "dobra robota chłopie!". To mój pierwszy Komandos, ale wiem że tu wrócę :)
I rzeczywiście, jeśli ktoś chce poczuć na czym polega jeden z wielu testów jakie przechodzi się podczas selekcji do Wojsk Specjalnych - bardzo polecam tego typu zawody :) WKB "Meta" organizuje ponadto inne biegi, jak: Półmaraton Komandosa, Ćwierćmaraton Komandosa, Bieg O Nóż Komandosa i Bieg Katorżnika. Maraton jest chyba najcięższy (jeśli chodzi o dystans i obciążenie, na Katrożniku jest wiele krócej, ale pokonuje się bagna, rowy z woda, jezioro itp. atrakcje :) ), więc jeśli ktoś nie czuje się na siłach by w nim zawalczyć, można atakować krótszy dystans.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Ostatnie kilka dni spędziłem na Litwie. Celem wyjazdu było zwiedzenie Ignalińskiej Elektrowni Jądrowej. Jest to może dość nietypowy ...
-
Wyprawa do Skandynawii w 2018 roku to kolejny mój wyjazd w te piękne rejony. Od kilku lat właśnie tam odnajduję spokój i piękną przyrodę....
-
Czerwiec tego roku jest bardzo upalny. Mimo że jeżdżę ostatnio sporo na rowerze, to nie przekraczam zazwyczaj trzech godzin, bo później s...
-
Ten rok jeśli chodzi o wakacyjne wypady jest zdecydowanie skandynawski. Byłem już na objazdowej trasie po Norwegii (czytaj tu ), ale ma...
-
Tegoroczny czerwiec mogę określić miesiącem dłuższych rowerowych tras. Dość wyjątkowym zbiegiem okoliczności niemal w każdy weekend mam woln...
-
Lipiec był dla mnie pod kątem rowerowym niemal straconym miesiącem. Jazdy było tyle co nic. Najpierw dwa wyjazdy urlopowe (czytaj tu ),...
-
Lipcowy wyjazd do Norwegii planuję już od kilku miesięcy i od początku w głowie miałem dość ogólny zarys trasy. Tym razem nie chcę jecha...
-
Jak co roku w sierpniu, biorę udział w niełatwym i ciekawym przygodowym przedsięwzięciu znanym jako Bieg Katorżnika. Nazwa jest niewinn...
-
Początek czerwca 2018 roku spędzam w zupełnie odmiennym miejscu i klimacie. Od kilku lat najbardziej pociąga mnie surowa północ i tym ...
-
Wyjazd na Białoruś planowałem na wiosnę tego roku. Jednak w międzyczasie miałem wypadek i operację, która poskładała moją twarz do kupy. ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz