Wpis ten powstał po latach, na podstawie wspomnień z ładnej i ciekawej wycieczki rowerowej.
W sierpniu 1997 roku przebywam z moimi rodzicami nad jeziorem Wdzydze, zwanym "Kaszubskiem morzem". Mieszkamy w drewnianym domku, w ośrodku nad samym jeziorem w miejscowości Borsk. Przyjeżdżamy tu od kilku lat, można tu wypocząć, jezioro jest piękne i czyste, wokoło wielkie kompleksy leśne. Spokój i cisza. Co prawda obok jest byłe lotnisko wojskowe, ale nie jest obecnie wykorzystywane.
Ogólnie nudzi mnie siedzenie w miejscu, ale na szczęście mamy ze sobą rowery. Codziennie robię jakąś wycieczkę po okolicy, aż wreszcie namawiam rodziców na wspólny wypad, by objechać całe jezioro. Ruszamy asfaltową drogą na północny-wschód. Nie mamy żadnej dokładnej mapy okolicy, jedynie wstępnie sprawdzamy jak mamy się kierować w atlasie samochodowym. Po kilku kilometrach mijamy wieś Wdzydze Tucholskie i jedziemy dalej przez wspaniałe lasy. Droga jest niemal zupełnie pusta, ruch żaden. Wjeżdżamy na niewielkie wyniesienie terenu między jeziorami Chądzie i Gołuń, a potem w miejscowości Olpuch skręcamy w lewo, w stronę Wdzydz Kiszewskich. Kolejne kilka kilometrów jazdy i docieramy do tej wsi. Jest tu skansen i kilka ośrodków wypoczynkowych. Tu porządna droga się kończy i taką zupełnie podrzędną ruszamy na północ, do Wąglikowic.
W Wąglikowicach zaczynają się już zupełnie szutrowe drogi. Nie mamy żadnej mapy, więc kierujemy się "na czuja" głównie w stronę słońca. Trzymamy się dróg, które prowadzą na południe. Jesteśmy po drugiej stronie jeziora, ale ciężko powiedzieć, gdzie dokładnie. Są to zupełnie nieznane nam drogi i tereny. Jest tu dużo piachu, jedzie się ciężko i momentami trzeba prowadzić rowery. W końcu wyłania się jakaś leśniczówka. Ktoś tu nawet jest i potwierdza nam że jedziemy dobrze.
Potem już totalnie bezludny las przez wiele kilometrów. Tracimy powoli orientację, wydaje się nam, ze już dawno okrążyliśmy jezioro i oddalamy się od niego. Musimy jednak dotrzeć do jakiejś miejscowości by się zlokalizować. W końcu las się kończy i zaczynają się zabudowania wsi Wiele. No tak, to kilka kilometrów na południe od Borska, już wiemy gdzie jesteśmy. Teraz już jedziemy główną drogą i docieramy wreszcie do naszego ośrodka. Jest już wieczór, dobrze że zdążyliśmy przed zmrokiem.
Trasa ładna, choć zdecydowanie dla rowerów terenowych lub górskich. Po zachodniej stronie jeziora nie ma asfaltowych dróg. Współcześnie nie ma problemów nawigacyjnych, ale w 1997 roku i bez mapy, nie było to takie oczywiste. Całość trasy to 45 kilometrów w bardzo zróżnicowanym terenie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Ostatnie kilka dni spędziłem na Litwie. Celem wyjazdu było zwiedzenie Ignalińskiej Elektrowni Jądrowej. Jest to może dość nietypowy ...
-
Wyprawa do Skandynawii w 2018 roku to kolejny mój wyjazd w te piękne rejony. Od kilku lat właśnie tam odnajduję spokój i piękną przyrodę....
-
Czerwiec tego roku jest bardzo upalny. Mimo że jeżdżę ostatnio sporo na rowerze, to nie przekraczam zazwyczaj trzech godzin, bo później s...
-
Ten rok jeśli chodzi o wakacyjne wypady jest zdecydowanie skandynawski. Byłem już na objazdowej trasie po Norwegii (czytaj tu ), ale ma...
-
Tegoroczny czerwiec mogę określić miesiącem dłuższych rowerowych tras. Dość wyjątkowym zbiegiem okoliczności niemal w każdy weekend mam woln...
-
Lipiec był dla mnie pod kątem rowerowym niemal straconym miesiącem. Jazdy było tyle co nic. Najpierw dwa wyjazdy urlopowe (czytaj tu ),...
-
Lipcowy wyjazd do Norwegii planuję już od kilku miesięcy i od początku w głowie miałem dość ogólny zarys trasy. Tym razem nie chcę jecha...
-
Jak co roku w sierpniu, biorę udział w niełatwym i ciekawym przygodowym przedsięwzięciu znanym jako Bieg Katorżnika. Nazwa jest niewinn...
-
Początek czerwca 2018 roku spędzam w zupełnie odmiennym miejscu i klimacie. Od kilku lat najbardziej pociąga mnie surowa północ i tym ...
-
Wyjazd na Białoruś planowałem na wiosnę tego roku. Jednak w międzyczasie miałem wypadek i operację, która poskładała moją twarz do kupy. ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz