poniedziałek, 28 października 2024

Jesienna rowerowa wycieczka nad Zalew Zegrzyński

Od kilku dni panuje piękna, jesienna pogoda. Dziś do pracy muszę iść dopiero na 15:45, więc postanawiam wykorzystać ładny i przyjemny dzień na kilkugodzinną rowerową wycieczkę. Idealnie by było, gdyby prowadziła w jakieś fajne miejsce, takie by było nieco wody i pięknych jesiennych kolorów, by nacieszyć nimi oko. To moja ulubiona pora roku jeśli chodzi o rower. 

Za cel przejażdżki stawiam sobie Zalew Zegrzyński. Tam i z powrotem, robiąc trasę w pętli, to będzie około 100 km, więc coś co można zrobić na lekko, bez picia i jedzenia, bez przerw większych niż na kilka zdjęć. Przy zachowaniu rozsądnego tempa, ale bez napinania się, to powinno mi zająć jakieś 4,5-5 godzin. Akurat by to nie było jakimś specjalnym męczeniem się, szczególnie że w tym roku mam duży niedostatek ogólnego kilometrażu, a tras dłuższych nie mam w ogóle. Przejechałem może z 10 tras właśnie około 100 km i tyle. Ostatnia taka dalsza, sprzed miesiąca, liczyła 135 km (czytaj tu)

Ruszam o 9 rano z Ursynowa. Jadę jak na mnie klasycznie i właściwie na pamięć. Na takiej trasie nie potrzeba mi żadnej nawigacji, nie muszę niczego wyszukiwać. Po prostu skupiam się na samej przyjemności z jazdy jesienią. Mijam Stegny, przecinam ulicę Sobieskiego, którą jutro mają już normalnie ruszyć tramwaje do Wilanowa... może i tramwaje pojadą, ale bajzel panujący tu od kilku lat chyba tylko się zwiększył. Wszystko rozkopane, rozwalone, samochody jadące jedną jezdnią... dramat i typowa zagrywka pod publiczkę, że sztandarowy projekt wreszcie jest finalizowany. Dalej już bezproblemowo, wzdłuż Trasy Siekierkowskiej. Wjeżdżam na most, skąd bardzo ładnie prezentują się wieżowce w centrum Warszawy.


Jadę dalej wzdłuż Trasy Siekierkowskiej, kieruję się na Rembertów. Tu też spora zmiana, bo całkowicie została przebudowana stacja Gocławek. Teraz np. do Marysina Wawerskiego łatwo można przejechać rowerem tunelem pod torami, a nie przeprowadzać go pomiędzy barierkami jak było jeszcze niedawno. Mijam jednostki wojskowe w Rembertowie, mijam kolejną linię kolejową. Kieruję się w stronę Zielonki, objeżdżając Akademię Sztuki Wojennej. 

W Zielonce jest właśnie taki fajny, jesienny klimat, jakiego oczekiwałem. Ulice zasłane żółtymi liśćmi, chmury przykrywają słońce, ale nie jest specjalnie zimno. Super, to właśnie uwielbiam. Dalsza jazda to drogi na północ od lini kolejowej, najpierw w kierunku Wołomina, a potem Nadmy. Przejeżdżam wiaduktem ponad ruchliwą drogą ekspresową S8.


W Nadmie kieruję się zupełnie na północ, objeżdżam w ten sposób Marki od wschodu. Przecinam dawną "ósemkę" i jadę lokalnymi drogami w stronę Wólki Radzymińskiej. Przy remizie OSP jest tu pomnik upamiętniający załogę samolotu PZL.37 Łoś, zestrzelonego we wrześniu 1939 roku. Kawałek dalej przecinam linię kolejową i spory odcinek pokonuję przez piękne lasy, w cudownych barwach jesieni.



Docieram do drogi łączącej Radzymin z Białobrzegami. Kieruję się w lewo i po kilku kilometrach jestem w Białobrzegach - miejscowości łączącej funkcje rekreacyjne nad Zalewem Zegrzyńskim z militarnymi. Jest tu zlokalizowana spora jednostka wojskowa. Kieruję się na północ, potem skręcam już bezpośrednio nad Zalew. Wiele razy w tym miejscu wodowałem kajak. Tu zaczyna się pięknie położony i wręcz widokowy fragment ścieżki rowerowej wzdłuż brzegu. Kieruję się nią na południe.






Po niezbyt długiej jeździe docieram do dawnej przystani wodnej. Nie wiem czy był tu jakiś ośrodek, czy tylko przystań żeglugi pasażerskiej. Obecnie to ruina, podobnie jak wiele innych nad Zalewem. To relikt PRL. Jest to jednak dobry punkt widokowy, zatrzymuję się tu na jakieś 10 minut. To również połowa mojej trasy.




Ruszam dalej, już główną drogą, kierując się na Nieporęt. Tu oczywiście korek do ronda, brak poboczy... tu zawsze są korki, nawet jak jest to poza sezonem. Z mostku nad Kanałem Królewskim robię zdjęcie portu żeglarskiego.


Skręcam na południe, kierując się na ścieżkę rowerową wiodącą wzdłuż Kanału Królewskiego (przedłużenie Kanału Żerańskiego). Ona też jest klimatyczna o tej porze roku, pokryta opadłymi liśćmi. Nie ma teraz absolutnie żadnego ruchu i jedzie się bardzo przyjemnie. Jednak na najbliższy most wjeżdżam, pomny tego, że ścieżka nie była od dawna ukończona i trzeba było jechać przez błoto. Akurat dziś, na rowerze szosowym, mam na to małą ochotę.


Jadę po wschodniej stronie kanału, lokalnymi drogami. Potem jednak mam znów przejechać na jego zachodnią stronę, by skierować się na Białołękę Dworską. Z mostku widzę, że ścieżka rowerowa została jednak przedłużona i sięga aż tutaj. Dołożyłem sobie więc ze 2 km i jechałem mniej komfortowo... no cóż, jakimś innym razem potestuję cały nowy odcinek. Po przecięciu ulicy Płochocińskiej zagłębiam się w lasy Białołęki. Tu też jest pięknie, żółto i czerwono.



Docieram w końcu na Płudy, przejeżdżam wiaduktem ponad linią kolejową. Potem ulica Modlińska, cisnę w stronę Żerania, mijam elektrociepłownię i wjeżdżam na most Grota, skąd pięknie prezentuje się dzika w tym miejscu Wisła. Po drugiej stronie rzeki dalej na południe, ścieżką rowerową. Na Wiślanych Bulwarach widać, że sezon definitywnie się skończył. Nie ma niemal nikogo. 



Jadę na południe, z początku Bulwarami, potem już ścieżkami rowerowymi przez Dolny Mokotów i Wilanów. Docieram do Południowej Obwodnicy Warszawy i wzdłuż niej wracam na Ursynów. Trasa to równe 100 km i wraz z przerwami zajęła mi 5 godzin. Czyli zgodnie z oczekiwaniami. Pozostała mi godzina na obiad, ogarnięcie się i zbieram się do pracy. Taki rowerowy rozruch bardzo mi się przydał.


Załączam mapkę mojej wycieczki. Jest to jak dla mnie trasa powtarzana, nic odkrywczego. Ale dziś byłą piękna z powodu niesamowitych, jesiennych barw.