środa, 1 maja 2024

Rowerowa wycieczka na Bagno Całowanie

W kwietniu jakoś nie było zbyt wielu aktywności rowerowych. Brak czasu, częściowo i pogody, a potem kilkudniowy wyjazd na daleką północ. Niby wróciłem kilka dni temu, ale nadal jeszcze odczuwam przesunięcie czasowe i ciężko mi się śpi w normalnych godzinach (relacja z wyjazdu na Grenlandię czytaj tu). Postanawiam się nieco rozruszać na rowerze, wybierając trasę maksymalnie do 100 km. Rozważam różne warianty, ale w końcu decyduje się na Bagno Całowanie.

Ruszam z domu późno, dopiero około południa. Wiatr jest dość intensywny, a w dodatku wieje prosto w twarz. Kieruję się na Powsin, a potem na Okrzeszyn i Gassy. To bardzo popularne rejony dla rowerzystów, ale dziś, choć jest majówka, to jest względnie pusto. Jest bardzo ciepło, ale wiatr powoduje, że nie przeszkadza to jako bardzo. Po godzinie jazdy docieram do promu przez Wisłę. Dziś pierwszy dzień jego kursowania. Cena za rower to 7 zł w tym sezonie. Po kilku minutach jestem na drugim brzegu.



Drogą zbudowaną z betonowych płyt kieruję się w stronę Karczewa. Zauważam, że droga nr 801 jest zamknięta w kierunku Warszawy, czyli pewnie gdzieś w Otwocku lub Józefowie jest jej przebudowa. Ja przecinam Karczew, kierując się na południe. Mijam kilka miejscowości, ruch jest niemal zerowy. Za drogą nr 50 zaczyna się już miejscowość Całowanie.


Po kilku dalszych kilometrach jazdy skręcam w lewo. Tu już nie ma asfaltu, a piaszczysty szuter. Docieram nad dwa stawy, gdzie można zapłacić i połowić ryby. Okazuje się, że tak jak pojechałem, to przedostać się nie da, muszę się kawałek cofnąć i pojechać równoległą drogą. Docieram do wieży widokowej na cały kompleks bagien. Na wieżę wchodzić nie chcę, ale drewnianymi ścieżkami przez samo bagno chętnie się przejdę.



Ludzi nieco jest, ale nie stanowi to problemu, nawet jak prowadzę rower. Najpierw idę na ścieżkę północną. Ma kilkaset metrów długości, jest dość zacieniona, momentami są tu fajne mokradła. Jest też kilka tablic informacyjnych. Ścieżka kończy się na mokrej łące. Można iść dalej polną drogą, ale ja cofam się do punktu wyjścia. 





Teraz wchodzę na ścieżkę południową. Ta jest bardziej pozałamywana i mniej skryta pod drzewami. Mniej tu też mokradeł, obszar jest bardziej torfowiskowy. Kładka kończy się ślepo, tu robię kilka zdjęć i wracam do drogi. Pora wracać do domu, ale inną trasą.




Kieruję się na Tabor, tam docieram do drogi nr 50. Zawsze był na niej ogromny ruch, ale dziś jest spokojnie, ponadto sama droga od kilku lat ma szerokie pobocza. Jadę na wschód kilka kilometrów, w miejscowości Regut skręcam na północ. Nagle zatrzymuję się. Bocian tuż obok drogi. Aż żal, że nie mam lepszego aparatu.


Jadę przez Celestynów, Dąbrówkę i Starą Wieś. Potem już wygodną ścieżką rowerową prowadzącą równolegle do torów kolejowych docieram do Otwocka. Tu jest nowa rzecz, która powstała w zeszłym roku i nie widziałem jej dotąd. Pomnik samolotu TS-11 Iskra, upamiętniający śmierć dwóch pilotów, którzy zginęli w wypadku 11 listopada 1998 roku.



Jadę przez centrum Otwocka, mijam charakterystyczne przystanki w stylu świdermajer. Cały czas są tablice informujące o zamknięciu drogi nr 801. Uliczkami Otwocka i Józefowa przebijam się do Falenicy i docieram do Południowej Obwodnicy Warszawy. Teraz już prosto i na pamięć - wzdłuż obwodnicy, przez Most Południowy i do domu. 



Całość zajęła mi nieco ponad 4 godziny i na liczniku mam 78 km. Więc dokładnie tak jak chciałem. Niespiesznie, przygodowo, widokowo i w nowe miejsce. Jak na rozruch po dłuższym czasie braku rowerowania - bardzo przyjemna trasa.


Załączam mapkę mojej trasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz