niedziela, 28 kwietnia 2019

Rowerowa wycieczka do Grochalskich Piachów

Dziś pogoda nie jest może jakaś szczególna, bo jest chłodno, pochmurnie i wietrznie. W dodatku prognozy zapowiadają deszcz. Mam jednak wolne kilka godzin i postanawiam zrobić sobie rowerową wycieczkę. Częściowo będzie się ona pokrywać z moją poprzednią trasą wokół Puszczy Kampinoskiej. Dopiero analizując tamtą trasę w domu, zauważyłem że minąłem bardzo ciekawe miejsce. Otóż w odległości 50 km od Warszawy jest... coś w rodzaju pustyni! Stwierdzam, że muszę to miejsce zobaczyć.

Ruszam na północ wzdłuż Stegien i ulicy Czerniakowskiej. Tym razem pod wiatr przyjdzie mi pokonać pierwszą cześć trasy. Może to i lepiej, lepiej wracać z wiatrem w plecy, niż na zmęczeniu zmagać się z nim. Mimo niedzieli, na wiślanych bulwarach jest niewielu ludzi. To pewnie przez tą pogodę. Nie mam co narzekać, choć realnie zastanawiam się czy... nie założyć rękawiczek. Jest naprawdę bardzo zimno.

Mijam Cytadelę i Żoliborz, docieram do Mostu Północnego. Tym razem postanawiam urozmaicić sobie dojazd do Łomianek. Nie jadę na wprost, tylko lokalnymi uliczkami docieram pod cmentarz na Wólce Węglowej. To największy cmentarz w Warszawie i pewnie jeden z większych w Europie. Objechanie go, to dobre kilka kilometrów jazdy. Wreszcie docieram do ulicy Estrady, którą kieruję się na północ. Mijam granicę Warszawy, potem Laski by wreszcie dotrzeć do Łomianek.

W Łomiankach są aktualnie jakieś remonty, więc jadę niewielkimi uliczkami na wyczucie i wreszcie wyjeżdżam na lokalną drogę wzdłuż krajowej "siódemki". Jechałem nią dwa dni temu. Tym razem przychodzi mi pokonywać ją pod wiatr, co powoduje, że utrzymuję 22-25 km/h i nie jestem w stanie rozwinąć większej prędkości. Po kilku kilometrach mijam Czosnów i w Dębinie skręcam w lewo.

Mijam jednostkę wojskową i radar dozoru powietrznego, docieram do drogi nr 579, łączącej Nowy Dwór Mazowiecki z Błoniem. Rozważam, czy może nie wracać tą drogą do domu, ale zwycięża plan pokonania Wisły pobliskim mostem i powrotu jej prawą stroną. Po kilku kilometrach odbijam w prawo, w drogę nr 899 na Kamion. Droga prowadzi przez piękny las.



Obok drogi, po obu jej stronach są pozostałości jakiś... posterunków wojskowych? Tak to wygląda, jak pomieszczenia dla wartowników.


Orientuję się, że w okolicznym lesie jest zdaje się ukryty jeden z fortów Twierdzy Modlin. Zerkam na mapę. Tak, to fort VII. Musze dojść do niego jakieś 200 m piaszczystą drogą. Nie jestem w stanie jechać na niej rowerem, więc prowadzę go. Po chwili wyłania się biała ściana fortyfikacji. Fort jak fort, obecnie to ruina i miejsce spotkań miejscowej młodzieży. W środku jest totalna pustka, pomieszczenia wymiecione ze wszystkiego.



Wracam do drogi i ruszam dalej na północ. Po chwili po lewej stronie pojawiają się koślawe tabliczki "teren wojskowy, wstęp wzbroniony". A potem droga, przy której jest informacja, że jest to strzelnica wojskowa i wejście grozi śmiercią. Nikt obecnie na niej nie strzela, zresztą nawet nie wiem czy ona jest aktywna. Wjeżdżam na teren. Widać łaciaty budynek dyżurki, wieżę obserwacyjną i obwałowania. Typowa wojskowa strzelnica. Jednak przy budynku stoi jakiś samochód, nie chcę więc działać aż tak bezczelnie i omijać szlabany, gdy może tu jednak być jakiś wartownik.



Wracam na główną drogę i jadę jeszcze kawałeczek na północ, a potem w lewo, na drogę nr 575. Jeszcze kawałeczek, wypatruję drogi w lewo, prowadzącej do interesującego mnie celu wycieczki. Jest! Oczywiście to również teren wojskowy. Pobliska jednostka saperów z Kazunia tutaj przywozi wszystkie odnalezione niewybuchy i tu je detonuje. Co ciekawe, wojskowy szlaban jest uniesiony, a tabliczka informuje że... klucz jest u dyżurnego strzelnicy ;)




Omijam szlaban i po kilkudziesięciu metrach moim oczom ukazuje się... prawdziwa piaszczysta pustynia! Wygląda tak samo jak Pustynia Błędowska, choć zajmuje mniejszy obszar. Warto dodać, że w Polsce największym tego typu obszarem nie jest najprawdopodobniej Pustynia Błędowska, tylko... poligon czołgowy Żagań-Świętoszów. Ciągłe manewry i strzelania nie pozwalają roślinności na regenerację. W Europie największą pustynią są Oleszkowskie Piaski na Ukrainie. Grochalskie Piachy, mimo że znacznie mniejsze i tak wyglądają imponująco. To raptem 1,5 godziny jazdy rowerem z centrum Warszawy.





Według mapy i zdjęć satelitarnych, na tym obszarze jest jeszcze jeden interesujący obiekt. Z góry wygląda bardzo charakterystycznie - pierścieniowo ułożone sześć kółeczek. Tak wyglądały stanowiska ogniowe dywizjonów rakiet przeciwlotniczych systemu S-75. Wojska Obrony Powietrznej Kraju już od dawna z nich nie korzystają, ale takich miejsc w Polsce można nieco znaleźć. Obok jest jednostka w Dębinie, obecnie tylko radar, ale niegdyś mająca właśnie takie rakiety. To miejsce, to zapasowe stanowisko ogniowe. Gdy podchodzę bliżej ukazują się charakterystycznie obwałowania samych stanowisk startowych i miejsca ukrycia pojazdów wspomagających. Na środku kiedyś stał bunkier dowodzenia i stacja radarowa. Teraz to już tylko pozostałości.






Wracam do głównej drogi robiąc jeszcze kilka zdjęć. Robi się już późno, a w dodatku szarość dnia pogłębia nieprzyjemne wrażenie. Pora jechać w drogę powrotną. Zgodnie z planem pojadę przez Nowy Kazuń i Nowy Dwór Mazowiecki. Ruszam na wschód i po kilku kilometrach wyjeżdżam z lasu. Potem przejeżdżam pod krajową "siódemką" i jestem w Nowym Kazuniu. Tu właśnie widać zabudowania jednostki wojskowej saperów i w oddali ich pojazdy.



Docieram do ruchliwej drogi, skręcam nią w lewo, w stronę Wisły. Na szczęście jest tu nowa ścieżka rowerowa. Po chwili ukazuje się charakterystyczny most. Dawno temu właśnie przez niego i kolejny most na Narwi odbywał się cały ruch Warszawa-Gdańsk i tworzyły się tu ogromne korki. Sprawę rozwiązała budowa drogi ekspresowej i nowego mostu pod Zakroczymiem.




Za mostem jest centrum handlowe i zaraz kolejny most, tym razem nad Narwią. Wjeżdżam na niego i fotografuję dziką rzekę i widoczne niedaleko główne fortyfikacje Twierdzy Modlin. Dziś już nie mam czasu na jej zwiedzanie, ale kiedyś muszę się tu wybrać właśnie w tym celu. Poniżej też widać jakieś stare, wojskowe budynki.





Wracam kawałek i przecinam Nowy Dwór Mazowiecki. Nie byłem tu dawno, stwierdzam że miasteczko rozrasta się energicznie, powstają tu nowe osiedla. Taka dalsza sypialnia dla Warszawy.



Ruszam w końcu na południowy wschód, w stronę Jabłonny. Droga jest ruchliwa, ale ma przyzwoite i szerokie pobocze. Obok zresztą powstaje ścieżka rowerowa, choć na razie gotowa nie jest. Droga jest również niemożliwie prosta, przez dobre 10 km nie ma na niej najmniejszych skrętów. W dodatku wieje w plecy, więc bez problemów utrzymuje prędkość powyżej 30 km/h na całym odcinku. Zwalniam jedynie na wzniesieniach, które pojawiają się bliżej celu.


Przecinam Jabłonnę i wjeżdżam do Warszawy. Jeszcze 30 km i będę w domu, muszę pokonać całe miasto. Skręcam na Tarchomin i na Most Północny. A potem już wzdłuż Wisły, kopiując moją trasę w tamta stronę jadę na południe. Wiatr na szczęście w plecy. Pod koniec, już na Ursynowie zaczyna padać, jednak udaje mi się zdążyć przed największym deszczem.



Przejechałem 118 km w czasie 5 h 30 min. Dało to średnią ponad 21 km/h - nie jest to dużo, ale na dystansach powyżej 100 km ciężko mi utrzymać większą średnią, bo na ogół jest mnóstwo czynników które ją ograniczają - a to wiatr, a to jakieś objazdy, a to światła, a to dziury. Dziś poza tym robiłem trochę zdjęć. Wycieczka okazała się ciekawa, a sam jej główny cel bardzo interesujący. Kiedyś muszę się tam wybrać na rowerze górskim.




Na koniec wrzucam zdjęcie Grochalskich Piachów, Twierdzy Modlin i mostów w Zakroczymiu i Nowym Dworze Mazowieckim, które zrobiłem z samolotu, w czasie powrotu z Oslo w zeszłym roku. Widać wszystko jak na dłoni.

1 komentarz: