środa, 31 października 2018

Rowerowa wycieczka do Pruszkowa i rowerowe podsumowanie października

Od kilku dni mamy powrót pięknej złotej polskiej jesieni. A ja w dodatku mam dziś dzień wolny, mogę więc wykorzystać to na jakąś fajną rowerową wycieczkę. Chcę pojechać sobie na zachód, przeciąć Piastów, Pruszków, z bliska obejrzeć komin niedoszłej elektrociepłowni w Mosznej i potem pojechać dalej na północ, przez Błonie i Leszno, a do Warszawy wrócić od północnej strony. Planuję jakieś 120-130 km trasy, w sam raz na kilkugodzinną jazdę.

Ruszam z domu i dość szybko stwierdzam, że jest jednak chłodniej niż oceniłem, więc wyciągam z plecaka koszulkę z długim rękawem. Teraz jedzie się przyjemniej. Gdy dojeżdżam do Puławskiej pierwszy mały zgrzyt. Istniejący chodnik i słaba, ale jednak droga dla rowerów sa rozkopane i przebudowywane. Musze jechać kawałek jezdnią, w dużym ruchu samochodowym, a za tym niezbyt przepadam. Na szczęście po chwili odbijam dalej na zachód na lokalne drogi, w stronę lotniska Okęcie. Przejeżdżam wiaduktem nad południową obwodnicą Warszawy i kieruję się lokalnymi drogami na Raszyn. Ruch samochodów jest spory, nie jedzie się jakoś przyjemnie, poza tym droga też jest w przebudowie i na kilku odcinkach zwężona.

Dojeżdżam w końcu do Raszyna, tu kierując się już mapą w telefonie wybieram trasę w kierunku Pruszkowa. Trzeba przeciąć drogę ekspresową, a wiaduktów jest tylko kilka. Gdy już znajduję się po jej drugiej stronie.... okazuje się że ta droga też jest w remoncie, ma zdartą całą nawierzchnię i jedzie się po błocie. Ale ja mam rower szosowy a nie górski i taka jazda jest delikatnie mówiąc mocno irytująca. Po jakimś kilometrze znów pojawia się asfalt, a ja znów muszę wyjąc telefon i sprawdzić jak dalej jechać. Docieram w końcu do kolejki WKD, a potem do Alej Jerozolimskich. Oczywiście - zero pobocza, wszędzie dziury, kamienie i błoto, a ruch samochodowy wielki. Aby w ogóle przedostać się na drugą stronę muszę pojechać kawałek w stronę Warszawy, tam jest przejście dla pieszych. Potem znów muszę wyjąc telefon i wyszukać co dalej. Co i rusz się z jakiegoś powodu zatrzymuję, to strasznie osłabia średnią prędkość i działa strasznie irytująco. Jestem wreszcie w Piastowie i jadę w stronę Pruszkowa. Oba miasta dzieli na pół kilkutorowa magistrala kolejowa i jest tylko kilka wiaduktów na drugą stronę. Postanawiam dojechać do centrum Pruszkowa i tam przejechać ponad torami.

W Pruszkowie skręcam nie w tą drogę i zamiast wjechać na wiadukt jadę gdzieś indziej. Znów kontrola na mapie. Znów dziury, światła, bezsensowne fragmenty drogi rowerowej kończące się po 200 metrach. Ogarnia już mnie złość. Klnę, objeżdżam całe zakorkowane centrum. Wreszcie znów wracam do wiaduktu i pokonuje tory. I znów jakiś remont i zwężenie. I tak jadę o wiele szybciej niż stojące w korkach samochody. Jadę teraz w stronę autostrady A2, przejeżdżam nad nią i niemal cały ruch samochodowy znika. Wreszcie można czerpać przyjemność z jazdy.

Co ciekawe, gmina w której teraz jestem jest wyraźnie lepiej zorganizowana - nie ma dziur w drogach, są wygodne, szerokie pobocza i drogi dla rowerów. Już coraz bliżej do wielkiego komina niedoszłej elektrociepłowni.



Kiedyś stał on dosłownie w polu. Wcześniej była tu cała, gotowa do użytku elektrociepłownia, ale nigdy jej nie uruchomiono, a budynki zostały rozebrane. Dziś stoi tylko sam komin. Wisi na nim sporo anten i przekaźników i właściwie jest to jego jedyna rola. Teraz w okolicy powstało mnóstwo hal gdzie są zlokalizowane jakieś hurtownie i magazyny. Mimo szlabanów i ochroniarzy wjeżdżam do środka "na bezczelnego" i lawirując między ciężarówkami podjeżdżam pod sam komin. Z bliska robi on ogromne wrażenie, jest naprawdę ogromny! Ma 256 metrów wysokości, co czyni go jednym z najwyższych w Polsce.




Przez to ciągłe zwalnianie, lawirowanie i wyszukiwanie drogi na telefonie straciłem jednak mnóstwo czasu, a średnia prędkość jest bardzo słaba. Nie ma szans bym zrealizował zaplanowaną trasę, a nie dysponuje nieograniczenie dużą ilością czasu. Pora więc wracać, choć inną trasą.

Ruszam kawałek na północ, przejeżdżam mostkiem nad Utratą i znów zawracam w stronę Pruszkowa. Przejeżdżam po raz kolejny nad autostradą A2.


Potem kieruję się ruchliwą i zakorkowaną drogą w stronę ładnego kościoła.


Jak dalej? Tablice informują że jest tu jakiś kolejny remont i że droga jest zamknięta dla ruchu. Jadę mimo to kawałek i... okazuje się, że da się bez problemów przejechać. Zbliżam się do centrum, ale... tu zakaz, tam nakaz, tu droga jednokierunkowa. Już mnie szlag trafia z tym miastem. W końcu poddaję się i skręcam w jakąś uliczkę by dojechać do głównej drogi w stronę Piastowa. Trudno, będę jechał w ruchu samochodowym, ale przynajmniej względnie szybko i pewnie. Mijam jeszcze ciekawy dom, który wygląda na opuszczony.


Wreszcie już prostą trasą przecinam Piastów i Ursus, przez dziurawe ulice południowej Ochoty Docieram do torów kolejowych. Rzecz jasna przejazdu nie ma. Trzeba przejść "na dziko" z rowerem w rękach.

Potem już Okęcie, droga wzdłuż lotniska i Ursynów. Wycieczka fajna, ale strasznie irytowały mnie ciągłe remonty, dziury, korki i ogólny komunikacyjny bałagan (delikatnie mówiąc) w Pruszkowie. Przejechałem 67 km z planowanych 130. To najlepiej pokazuje ile czasu bezsensownie straciłem.

Październik choć był piękny pogodowo okazał się miesiącem w którym jeździłem mało. Po części dlatego że tydzień byłem poza Polską, po części dlatego że miałem sporo pracy. W zimie ciężko będzie robić już długie trasy, no ale będę się starał nie zapaść w sen zimowy i jeździć więcej niż w tym miesiącu ;)

 
To mapka z trasami dłuższymi niż 30 km. Łącznie pokonałem ok. 400 kilometrów - tyle co nic :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz