Dziś postanawiam zrobić mały eksperyment z wykorzystaniem nowego roweru. Chce zobaczyć jaki dystans dam radę przejechać w formie "turystycznej". Czyli jadąc drogami asfaltowymi o małym natężeniu ruchu, jakimiś chodnikami gdy nie da rady drogą, a w mieście używając ścieżek rowerowych. Przejechać z plecakiem i zapasem wody, ale bez większego zapasu jedzenia, poza awaryjnym batonikiem. Ustalam że mój eksperyment potrwa 5 godzin, bo to czas takiej średniej wycieczki, bez wielkich szaleństw.
Ruszam na północ Warszawy, szybko i sprawnie przecinam całe miasto używając rowerowej "autostrady" wzdłuż Wisły. Od Młocin nie jest już tak różowo. Na rowerze górskim nie miałbym problemu, bo do Łomianek dotarłbym przez piaszczyste drogi w Lesie Młocińskim. Na rowerze szosowym ta trasa nie jest dostępna, a jazda wzdłuż ruchliwej "siódemki" pozbawionej tutaj pobocza to niemal samobójstwo. Jadę więc na zachód, objeżdżając cały Cmentarz Północny. Później przecinam Laski i Łomianki i jadę dalej na północny-zachód wzdłuż "siódemki". Obok jest taka lokalna droga, można nią nawet całkiem dobrze się rozpędzić, bo ruchu na niej nie ma żadnego. Jest jednak dość odczuwalny wiatr. Dojeżdżam w końcu do Czosnowa, tu skręcam w lewo w jakąś lokalną drogę, o dziwo mającą z boku wyznaczony specjalny pas dla rowerów. W ogóle droga jest w znakomitym stanie, asfalt gładziutki. Docieram do jednostki wojskowej w Dębinie i stwierdziwszy że powoli zbliża się połowa wyznaczonego czasu skręcam w lewo, w kierunku Warszawy. Mogę jechać drogą w kierunku Błonia, ale nie wiem ile to w sumie zajmie. Postanawiam wrócić tak jak przyjechałem, więc kieruję się znów na Czosnów.
Później wzdłuż "siódemki" docieram do Łomianek. Tu nieco inaczej niż w tamtą stronę, ale mijam Laski i objeżdżam Cmentarz Północny.
Potem przecinam całą Warszawę na południe, mijam w końcu Wilanów i Powsin, a ostatnie minuty limitu czasu krążę już po Kabatach. Pod domem jestem równo po 5 godzinach.
Przejechałem 111 km, momentami jadąc szybko, a momentami zupełnie rekreacyjnie. Zdążyłem nawet kilka razy się zatrzymać, by sprawdzić w telefonie jak się kierować dalej. Oczywiście wiele razy stałem na światłach, czy zwalniałem z powodu dziurawego asfaltu. Po 5 godzinach jazdy powoli zacząłem odczuwać głód, ale byłbym w stanie jechać jeszcze ze 2 godziny bez jedzenia.
Wynik jest dość zadowalający, bo pozwala realnie dojechać w ciągu jednego dnia nad morze lub do Krakowa. Na razie nie planuję wycieczek ponad 300 km, ale z pewnością podejmę kilka dłuższych obejmujących dalsze okolice Warszawy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Ostatnie kilka dni spędziłem na Litwie. Celem wyjazdu było zwiedzenie Ignalińskiej Elektrowni Jądrowej. Jest to może dość nietypowy ...
-
Wyprawa do Skandynawii w 2018 roku to kolejny mój wyjazd w te piękne rejony. Od kilku lat właśnie tam odnajduję spokój i piękną przyrodę....
-
Czerwiec tego roku jest bardzo upalny. Mimo że jeżdżę ostatnio sporo na rowerze, to nie przekraczam zazwyczaj trzech godzin, bo później s...
-
Ten rok jeśli chodzi o wakacyjne wypady jest zdecydowanie skandynawski. Byłem już na objazdowej trasie po Norwegii (czytaj tu ), ale ma...
-
Tegoroczny czerwiec mogę określić miesiącem dłuższych rowerowych tras. Dość wyjątkowym zbiegiem okoliczności niemal w każdy weekend mam woln...
-
Lipiec był dla mnie pod kątem rowerowym niemal straconym miesiącem. Jazdy było tyle co nic. Najpierw dwa wyjazdy urlopowe (czytaj tu ),...
-
Lipcowy wyjazd do Norwegii planuję już od kilku miesięcy i od początku w głowie miałem dość ogólny zarys trasy. Tym razem nie chcę jecha...
-
Jak co roku w sierpniu, biorę udział w niełatwym i ciekawym przygodowym przedsięwzięciu znanym jako Bieg Katorżnika. Nazwa jest niewinn...
-
Początek czerwca 2018 roku spędzam w zupełnie odmiennym miejscu i klimacie. Od kilku lat najbardziej pociąga mnie surowa północ i tym ...
-
Wyjazd na Białoruś planowałem na wiosnę tego roku. Jednak w międzyczasie miałem wypadek i operację, która poskładała moją twarz do kupy. ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz