Trafia mi się wolna niedziela. Choć to początek marca, to od wielu dni jest bardzo ciepło, a dziś w dodatku nie pada. Idealny moment na nieco dłuższą rowerową wycieczkę. Od początku roku jeżdżę bardzo mało, pogoda jest niezbyt łaskawa. Najdłuższa trasa nie przekroczyła 60 km. Dziś chciałbym zrobić pierwszą w tym roku "setkę". Jako mój cel obieram rejon ogólnie rozumianego Zalewu Zegrzyńskiego.
Ruszam późno, po 11. Co ciekawe, mimo pięknej pogody i niedzieli, to rowerzystów jest niewielu. Mijam Ursynów, Stegny, Czerniaków. Docieram na Bulwary Wiślane, gdzie jednak postanawiam przejechać na praską stronę mostem Świętokrzyskim. Wolę tak, bo od 2 lat budowana jest na wysokości Portu Praskiego kładka i są utrudnienia z przejazdem. Zatrzymuję się na chwilę przy samej kładce i fotografuję ją. Niby jest nadal zamknięta, a jakiś człowiek... jedzie po niej rowerem. Ma jedynie problem ze zjechaniem z niej na ścieżkę rowerową.Jadę dalej na północ. Mijam ZOO i most Gdański. Jest tu fragment nowej ścieżki rowerowej. Zamiast jechać do Jagiellońskiej postanawiam tym razem wiślanym wałem. Nigdy nim nie jechałem, a ma betonowe płyty, więc rowerem szosowym też nie będzie problemu. Gdy na moment przystaję... w kark żądli mnie osa. Boli jak cholera. Osy na początku marca??? Na szczęście ból mija po kilkunastu minutach.
Mijam trasę Toruńską i elektrociepłownię "Żerań". Jadę cały czas nad Wisłą. Pora jednak odbić w stronę Modlińskiej, a potem kieruję się przez Płudy, na Michałów-Grabinę. Docieram w końcu do Płochocińskiej i kawałek jadę tą ruchliwą ulicą, aż wreszcie skręcam w Stanisławowie nad Kanał Żerański. W zeszłym roku brakowało tu jeszcze fragmentu ścieżki rowerowej. Teraz wreszcie jest, nie trzeba tonąć w błocie. Ścieżka wiedzie nawet dalej na południe, ciekawe w sumie dokąd sięga.
Ścieżką jedzie się szybko i dobrze. Nad kanałem jest dużo wędkarzy, a i rowerzystów i pieszych robi się coraz więcej. Kilka kilometrów do Nieporętu pokonuję bardzo lekko, pomaga wiejący w plecy wiatr. Rondo w Nieporęcie oczywiście zakorkowane, okazuje się, że nieco ludzi dziś jednak pojechało nad zalew. Skręcam w lewo i docieram na plażę... tu już ludzi jest bardzo dużo.
Jadę dalej na zachód, docierając do drogi nr 61. Kieruję się na północ przez Zegrze Południowe. Pokonuję most nad szeroko tu rozlaną Narwią. Zaraz za mostem skręcam w prawo, na Zegrze. Tu zatrzymuję się, bo zalew z tego miejsca wygląda bardzo ciekawie.
Jadę dalej, mijam zabudowania Zegrza. Miejscowość to spora jednostka wojskowa, centrum szkoleniowe WOT i WAT, zabudowania wojskowe z XIX wieku, ale także współczesne apartamentowce. Docieram na sam wschodni koniec, do Pałacu Zegrzyńskiego. Można tu zjechać nad samą wodę. Jest tu stary i opuszczony pomost. Oczywiście zakaz wstępu nie zraża mnie i robię z niego kilka zdjęć. Pamiętam, że w czasie moich kajakowych eskapad po zalewie, docierałem tu od strony wody (czytaj tu).
Pora wracać. Objeżdżam jednostkę wojskową od północy i wracam do drogi nr 61. Widać położony po drugiej stronie dawny fort "Zegrze" i most nad Narwią. A gdy zjeżdżam niżej - samą rzekę i zdaje się filary dawnego mostu.
Nie chcę wracać tak jak przyjechałem, ale też nie chcę wracać na wprost przez Legionowo. Droga nr 61 jest w jakiejś przebudowie. Jadę w prawo, do Wieliszewa. Tu już skręcam na południe, w stronę Legionowa. Docieram do stacji kolejowej i podziemnymi przejściami pokonuję tory.
Dalej jadę dość utartą trasą. Kieruję się na Jabłonnę, tam skręcam w Modlińską i jadę w stronę Tarchomina. Zaskakuje mnie to, że przedłużono północny odcinek ulicy Światowida tak, że łączy się z Modlińską. Przesunięto też pętlę tramwajową. Jadę tędy zaciekawiony. Idealne ścieżki rowerowe... oczywiście kończą się gdzieś, nie mają żadnej kontynuacji. Brawa dla zarządzających infrastrukturą Białołęki... dlaczego zawsze wszystko musi tu być dziadowskie i niedokończone?
Jadę przez Tarchomin, kieruję się na wał i na moment nad samą Wisłę. Potem już na południe wałem. Niestety, teraz jest pod wiatr i coraz mocniej odczuwam zmęczenie. Ciężko utrzymać prędkość powyżej 20 km/h. Mijam kładkę nad portem na Żeraniu i elektrociepłownię.
Tym razem przejeżdżam na drugą stronę Wisły i jadę wzdłuż Wisłostrady. Zmęczenie narasta, a wiatr na Bulwarach daje o sobie znać coraz mocniej. Znów fotografuję nową kładkę.
To już ostatnie kilometry. Przy Trasie Łazienkowskiej robię wymuszony postój. Gdy zatrzymuję się by coś zjeść, to mam moment, gdzie niemal mnie odcina. 90 km jechałem w sumie bez jedzenia, czuję się trochę tak jak w czasie rowerowej wycieczki Kraków - Katowice z zeszłego roku, gdzie też mnie tak odcięło (czytaj tu). Tyle że wtedy wykańczał mnie upał i teren, a teraz po prostu nie mam formy, bo zimą jeździłem bardzo mało.
Ostatnie kilometry to już nic ciekawego. Czerniaków, Stegny, Ursynów i jestem pod domem. Zmęczenie jest odczuwalne, ale teraz znacznie lepiej się czuję niż jeszcze niedawno.
Pokonałem 101,5 km. W sam raz na pierwszą w tym roku nieco dłuższą wycieczkę. Załączam mapkę trasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz