sobota, 23 maja 2020

Rowerowa wycieczka do miejscowosci o niezwykłej nazwie


Mam dziś wolny dzień, mogę więc ruszyć na nieco dłuższą rowerową przejażdżkę. Nie mam w sumie pomysłu na jakieś ciekawe i nietypowe miejsce. Właściwie to pomysły mam, ale są to wycieczki przekraczające 250 km, co wymaga poświęcenia im całego dnia i zrealizuję je innym razem. W dodatku umawiam się na wycieczkę z koleżanką, która dawno nie robiła dłuższych tras, więc uznajemy, że 100 km będzie nas oboje satysfakcjonowało. Pomysł przychodzi sam z siebie - chcemy po prostu dotrzeć do miejscowości o ciekawej i nietypowej nazwie i zrobić sobie zdjęcie z tabliczką. Cel który sobie obieramy leży na północ od Kampinoskiego Parku Narodowego, dotarcie tam jest więc względnie proste nawigacyjnie i jest kilka tras do wyboru.

Ruszam z domu kilka minut po 8 rano. Na ulicach na szczęście jest jeszcze pusto, więc jedzie się spokojnie. Od razu rzuca mi się w oko nadchodząca zmiana pogody - całe niebo zasnute jest jednolitym cirrostrausem. Taka chmura czasem powoduje ciekawe efekty optyczne i właśnie mam okazję obserwować imponujące halo wokół Słońca.


Mijam Ursynów, potem Służew nad Dolinką i Stegny. Docieram na Czerniaków, gdzie kieruję się na północ, wzdłuż Wisły. Moją uwagę przykuwa tablica dla kierowców, która zazwyczaj informuje od korkach, utrudnieniach, wypadkach a teraz...


Nurogęsi! Pierwszy raz widzę taką informację na drodze i rozbawia mnie to. W dodatku ostrzeżenie jest powielone też na ścieżce rowerowej. Widocznie musiały tu być jakieś wypadki z udziałem tych ptaków. Ale dlaczego właśnie tu? Może dlatego, że jest tu Port Czerniakowski i gdzieś na jego terenie mają gniazda?


Ruszam dalej na północ. Mijam tablicę upamiętniającą desant i walki na Przyczółku Czerniakowskim w czasie Powstania Warszawskiego. Docieram wkrótce na Wiślane Bulwary. W wiosenne weekendy są tu czasem takie tłumy, że ciężko poruszać się rowerem. Na szczęście niezbyt słoneczna pogoda i wczesna godzina powodują, że jest niemal pusto. Szybko dojeżdżam do Mostu Gdańskiego, gdzie chwilę czekam na moją koleżankę. Robię kilka zdjęć.



Wkrótce ruszamy dalej na północ już we dwójkę. Za nami zostaje Cytadela, Żoliborz, Marymont i wreszcie dojeżdżamy do Lasu Młocińskiego. Tu kończy się wygodny asfalt, tu kierujemy się w prawo, w stronę Wisły. Las pokonujemy szutrową, ale twardo ubitą drogą, którą bez problemu można przejechać na szosowych oponach. Docieramy do Łomianek przy charakterystycznych słupach wysokiego napięcia.

W Łomiankach odbijamy na lokalną drogę, która biegnie pomiędzy "siódemką' i Wisłą. Przy krótkim postoju zwracam uwagę, że koleżanka ma dość słabo napompowane opony... no ale jest problem, bo nie ma ze sobą pompki, a moja nie nadaje się do jej wentyli. Co robić? Trudno, trzeba wrócić do "siódemki", gdzie są stacje benzynowe i kompresory. W Łomnej jest jednak stacjonarna pompka dla rowerzystów... oczywiście jak niemal każda taka pompka nadaje się do tego, by spuścić sobie jeszcze więcej powietrza ze sflaczałej opony. Końcówka jest kompletnie nieszczelna i nie da się napompować koła. Jak sięgam pamięcią, to wszystkie tego typu pompki, które napotkałem gdzieś na mieście i chciałem ich użyć miały podobną przypadłość. Są totalnie bezużyteczne. Skręcamy w lewo i po dłuższej chwili docieramy na stację benzynową. Tu na szczęście jest kompresor, więc opony koleżanki zyskują właściwe ciśnienie.

Teraz musimy jechać wzdłuż ruchliwej dwupasmówki. Boczna droga ma zniszczoną nawierzchnię, ale nie ma sensu jechać jakoś inaczej. To najkrótsza trasa. Wreszcie docieramy do Czosnowa, gdzie z ulgą odbijamy w lewo, w kierunku Dębiny. Jeździłem tędy kilkukrotnie, więc nie muszę nawigować, trasę znam na pamięć. Za miejscowością mijamy jednostkę wojskową - dywizjon rakietowy obrony powietrznej z widocznym między drzewami radarem. Jednostka pierwotnie wyposażona w rakiety S-75 Wołchow miała później być przezbrojona w nowoczesny rosyjski system S-300, ale różne perturbacje polityczne spowodowały, że nigdy go nie zakupiono i obecnie są tu rakiety systemu S-125 Newa.

Dojeżdżamy do ruchliwej drogi nr 579, łączącej Nowy Dwór Mazowiecki z Błoniem. Kawałek musimy poruszać się w mało przyjemnym towarzystwie samochodów. Jednak wkrótce odbijamy w prawo, w piękne lasy Puszczy Kampinoskiej. W tym rejonie jest bardzo ciekawe miejsce, które odwiedziłem w zeszłym roku. To Grochalskie Piachy - wydmowy, piaszczysty obszar ukryty w lesie. Ma on naprawdę wielką powierzchnię i robi duże wrażenie. Koleżanka nigdy tam nie była, więc skręcamy w tamtym kierunku. Po chwili zjeżdżamy z asfaltu w leśną drogę, mijamy stary szlaban wojskowy i nowy KPN-u i jesteśmy na Grochalskich Piachach.



Tu dłuższa przerwa, kilka zdjęć, jakaś przekąska. Nie jedziemy nigdzie dalej, zadowalamy się widokiem z drogi. W zeszłym roku dotarłem jednak dalej i znalazłem ciekawe miejsce - byłą zapasową strefę ogniową dywizjonu rakietowego z Dębiny. Opis mojej poprzedniej wycieczki tutaj.

Wracamy do drogi, cofamy się kawałeczek i ruszamy na zachód wzdłuż Wisły drogą nr 575. Mijamy kilka trenujących grup kolarskich ustawionych w kilkunastoosobowe peletony. Miły widok, cieszymy się, że sport wraca do normalności. Przecinamy miejscowości Stare i Nowe Grochale i docieramy do celu naszej wycieczki! Miejscowość nazywa się... Mała Wieś przy Drodze. Właściwie jest tu kilka Małych Wsi - Mała Wieś, Nowa Mała Wieś i Mała Wieś przy Drodze. Gdzie jest jednak tabliczka? Skręcamy w prawo, w lokalną asfaltówkę. Kilka kilometrów, miejscowość się kończy, a tabliczki nie ma. Jakąś inną drogą wracamy do drogi nr 575 i... jest! Upragniona tabliczka z nazwą. Widać że podobała się nie tylko nam, bo cała jest pokryta wlepkami. Robimy obowiązkowe zdjęcia. Zastanawiamy się jak może wyglądać przykładowa rozmowa z mieszkańcem tej miejscowości.

- Gdzie mieszkasz?
- W Małej Wsi przy Drodze.
- No ok, ale jak się ona nazywa? ;)


Osiągnąwszy cel, może i śmieszny, ale jednak konkretny, postanawiamy wracać względnie tą samą trasą. Wcześniej planowaliśmy pojechać na południe i przeciąć kampinoskie lasy, ale uznajemy że to może potrwać trochę dłużej, a koleżanka nie ma nieograniczonego czasu. Ruszamy w drogę powrotną. Znów wyprzedzają nas trenujący kolarze i triathloniści.

Gdy skręcamy w prawo,  w drogę łączącą Stare Grochale i Cybulice, przypominam sobie, że jest tu w lesie jeszcze jedna ciekawostka. To obszar umocniony Twierdzy Modlin i jest tu kilka dawnych fortów. Kilkaset metrów musimy poprowadzić rowery, bo droga jest mocno piaszczysta. Docieramy do ponurej, ogromnej, betonowej bryły Fortu VII Cybulice. Teraz to ruina i miejsce imprez lokalnej młodzieży. W dodatku jest tu kilku rowerzystów, więc tylko robimy kilka zdjęć i cofamy się w inną drogę, by spokojnie coś przekąsić.



Wracamy do asfaltówki. Jedziemy w stronę Dębiny, za jednostką wojskową dla odmiany skręcamy na południe. W miejscowości Małocice skręcamy na wschód, w stronę "siódemki". Dalsza trasa nie będzie już przyjemna - musimy jechać dziurawym asfaltem wzdłuż hałaśliwej dwupasmówki.

Powrót do Łomianek trwa dłuższą chwilę. Co ciekawe, niektóre fragmenty drogi są w bardzo dobrym stanie, asfalt jest gładziutki. Ale potem znów pojawiają się koszmarne dziury. I znów gładziutki asfalt. Że też nikt nie wyremontował jej w całości. Kolejny raz rozbawia mnie informacja o "obszarze zapowietrzonym amerykańskim zgnilcem pszczół". Tak jakby ktokolwiek poza pszczelarzami wiedział o co chodzi i przejmował się tymi tabliczkami. Fakt jednak, że takich tabliczek widziałem już sporo.


W Łomiankach kierujemy się nad Wisłę i do Lasu Młocińskiego. Jesteśmy w szoku ilu teraz tu jest ludzi. Polana przy parkingu jest dosłownie wypełniona po brzegi! Ludzie palą ogniska, grillują, pełno dzieci. A rano nie było nikogo. Rośnie też bardzo mocno zagęszczenie rowerzystów, zaczynam się zastanawiać, czy jadąc Bulwarami mogę mieć utrudniony powrót do domu.

Przy Moście Gdańskiem żegnam się z koleżanką. Ruszam już nieco szybciej na południe, ale na szczęście moje obawy nie sprawdzają się. Ludzi jest sporo, ale nie mogę powiedzieć by był problem z przejazdem, jak to już nie raz się zdarzało. Tym niemniej trzeba jechać ciut wolniej i bardzo uważać.

Mijam Czerniaków, Sadybę, Wilanów. Wreszcie Ursynów i docieram do domu. Wycieczka do Małej Wsi przy Drodze okazała się ciekawa, choć sam cel wycieczki może jakiś szczególnie porywający nie był. Zmiana pogody na szczęście nie dała o sobie jeszcze znać i nie spadła ani kropla deszczu. Przejechałem 126 km, a moja koleżanka 100 km, ale tempo było niespieszne, więc kilka godzin nam to zajęło. Gdyby kogoś interesował dokładny zapis trasy to jest on tu.


Po powrocie doczytałem o co chodzi z tymi nurogęsiami. Otóż ich siedliska są w Parku na Agrykoli, a są to rzadkie i chronione ptaki, które muszą z pisklętami pokonać drogę do Wisły, stąd apele o uwagę. Więcej informacji tutaj.

1 komentarz: