wtorek, 3 września 2019

Rowerowa wycieczka i nieco urbexu w Warszawie

Dziś po południu mam wolne trzy godziny. Postanawiam przejechać się rowerem bez żadnego większego planu. Ruszam z Ursynowa w kierunku północnym, mijam Stegny i Czerniaków, wreszcie docieram nad Wisłę. Pogoda dziś jest świetna, bo wreszcie po fali upałów przyszło miłe ochłodzenie. Można jechać szybko i bez ryzyka że się roztopimy ;)

Skoro już kieruję się na północ, to postanawiam dojechać na Most Północny, by zobaczyć jak wojsko pracuje przy likwidacji awarii kolektora ściekowego. Od kilku dni żyje tym dosłownie cała Polska, a sprawa zrobiła się niemal polityczna. W skrócie - pod dnem Wisły przebiega rurociąg ze ściekami, który dostarcza je do położonej na Tarchominie oczyszczalni "Czajka". Rurociąg ten uległ awarii i ścieki kierowane są tak, jak działo się to kilka lat temu - bezpośrednio do Wisły. Niektóre media trąbią o katastrofie ekologicznej, zapominając, że w ten sposób przez całe dziesięciolecia trafiały do rzeki warszawskie ścieki. Oczywiście to sytuacja kryzysowa, więc próbuje się ją opanować wszelkimi sposobami. Wojsko dziś ukończyło budowę mostu pontonowego, po którym ma zostać przeprowadzony tymczasowy rurociąg, przez który ścieki popłyną do "Czajki". Co ciekawe - ta awaryjna budowla jest podobno... samowolą budowlaną, bo nie uzyskano wszystkich biurokratycznych pozwoleń. Ciekaw jestem tylko czy znajdzie się "odważny" urzędnik, który nakaże teraz jego rozbiórkę ;)

Mijam Las Bielański i skręcam na Most Północny. Jest tu teraz dużo ludzi, każdy chce sfotografować niecodzienne wydarzenia. Wjazdu nad samą rzekę pilnuje policja. Most już jest gotowy, widać w dole ułożone rury i uwijające się ekipy robotników. Za kilka dni zbudują rurociąg i śmierdzący problem przestanie istnieć.



Robię kilka zdjęć samego mostu i kolektora, a potem zjeżdżam na praską stronę Wisły. W sumie nic więcej w planie nie mam, skręcam więc na południe. Mieszkałem kilka lat w tej okolicy i zawsze ciekawił mnie niedaleki obiekt, obok którego teraz przejeżdżam. Nigdy w sumie go nie odwiedziłem ale... ale teraz kusi mnie otwarta i przez nikogo nie pilnowana brama. To była fabryka domów "Stare Świdry". W latach 70-tych i 80-tych w Polsce budowano wielką ilość bloków z wielkiej płyty. Były to standardowe elementy o określonych kształtach i wymiarach. System tych płyt nazwano W-70 i pozwalał on na budowę niemal dowolnych bloków i mieszkań. Płyty produkowano właśnie w "fabrykach domów" - w Warszawie były takie dwie, ulokowane na Tarchominie i na Służewcu. W latach 90-tych fabryki zamknięto, a obecnie pozostały zrujnowane budynki tej na Tarchominie.



Mijam coś w rodzaju stróżówki. Jest chyba do dziś wykorzystywana, bo ma współczesne drzwi i coś widać w środku. Nie ma tu jednak żywego ducha. Dalej jadę już w stronę starych hal fabryki. Udaje mi się nawet wejść do środka. Kubatura obiektu robi duże wrażenie. Szkoda tylko, że nic właściwie się nie zachowało. Przypomina to opuszczone fabryki w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia, ale tam... jest więcej zachowanych elementów. Tu są tylko puste hale.












Po kilku zdjęciach objeżdżam cały kompleks. Kolejne kilka fotografii. To ciekawe miejsce i warto tu powrócić, ale z lepszym aparatem niż ten w smartfonie.




Dalej kieruję się prawą stronę Wisły na południe. Mijam kolejną pamiątkę dawnych czasów - port na kanale Żerańskim. Stoją tu stare i pordzewiałe barki.



W stronę domu jadę cały czas praską stroną Wisły. Po lewej stronie kolejny relikt minionej epoki - zakłady Fabryki Samochodów Osobowych. Działają w jakimś stopniu do dziś, ale większość hal jest opuszczona. Opuszczona nie oznacza, że porzucona i zrujnowana - są wykorzystywane jako magazyny, składy, a nawet w jednej z nich urządzono krytą strzelnicę, na której bywam co jakiś czas, by z broni palnej podziurawić papierowe tarcze.





Dalsza trasa to nadal prawy brzeg Wisły. Mijam ZOO, Stadion Narodowy i docieram wreszcie do Mostu Siekierkowskiego. Na samym moście jeszcze krótki przystanek, bo nad Warszawą właśnie zachodzi słońce. Jeszcze jakieś 10 km drogi.

 
Już bez większych zatrzymań docieram przez Stegny, Wilanów i Powsin do domu. Trasa to 60 km, pokonane w 3 godziny. Prędkość niewielka, ale też częste zwolnienia i zatrzymania zrobiły swoje. Przejażdżka po mieście okazała się ciekawa i owocna.

2 komentarze: