Dziś rano były burze z piorunami, a około południa jest wręcz rześko! Wieje wiatr, na niebie są chmurki, więc słońce tak mocno nie pali. Nad Polską przechodzi chłodny front atmosferyczny. Co prawda z 35 stopni zrobiło się 27, więc nadal jest ciepło, ale to wspaniała odmiana po afrykańskich upałach. Postanawiam wykorzystać względnie wolną niedzielę na rowerową wycieczkę... bez większego celu.
Ruszam moim klasycznym już szlakiem na północ Warszawy. Mijam Stegny i Dolny Mokotów, ale gdy docieram na drogę rowerową wzdłuż Wisły rozumiem, że słoneczna niedziela ma swoje prawa - są duże ilości rowerzystów i ruch zagęszcza się coraz mocniej. Jego apogeum jak zwykle wypadnie w okolicy Mostu Świętokrzyskiego. Postanawiam ominąć to miejsce i przejeżdżam Mostem Łazienkowskim na drugą stronę Wisły. Jadę wzdłuż Trasy Łazienkowskiej, coraz mocniej oddalając się od centrum miasta. Skręcam w ulicę Marsa i docieram do Rembertowa. Ta peryferyjna dzielnica Warszawy znana jest z licznych jednostek wojskowych (stacjonuje tu m.in. GROM) i wojskowej uczelni jaką jest Akademia Sztuki Wojennej. Układ zabudowań jest typowy dla osiedli wojskowych, choć wszędzie wkrada się już nowa zabudowa.
Przecinam teren uczelni i dojeżdżam w końcu do zamkniętej bramy z napisem "teren wojskowy, wstęp wzbroniony". Jest tu m.in. strzelnica, a dalej rozległy poligon, ciągnący się aż do Sulejówka. Szutrową drogą jadę w lewo, mijam stację kolejową Mokry Ług. To już zupełnie podmiejskie tereny. Dalej asfalt się kończy, a ja wjeżdżam w las.
Wkrótce kolejna brama i zasieki. Za nią budynki wojskowe. Muszę posłużyć się nawigacją w telefonie. Odnajduję drogę i docieram na asfaltówkę prowadzącą w stronę Zielonki. Po kilku minutach przecinam uliczki tego miasteczka. W Zielonce znajduje się Wojskowy Instytut Techniczny Uzbrojenia, którego budynki zajmują północny skraj poligonu. Mijam je i wyjeżdżam na główną drogę prowadzącą z Warszawy do Wołomina. Z czym kojarzy się Wołomin? Oczywiście z Mafią Wołomińską ;) Mi jednak kojarzy się jeszcze z czymś innym - wiele lat temu pracowałem tam, prowadząc zajęcia judo dla dzieci. Teraz przypominają mi się dojazdy do tego miasta. Droga jest jednak bardzo ruchliwa i chętnie bym nie jechał jej poboczem.
Po kilku kilometrach skręcam w boczną drogę w stronę Kobyłki. O dziwo są tu nowe ścieżki rowerowe, po których jedzie się komfortowo. Widzę od północnej strony nadciągający front i kłębiące się ciemne chmury. To już 40 km od domu, nie dam rady uciec przed deszczem, jedyna nadzieja, że przejdzie bokiem. Docieram wreszcie do kościoła w centrum Kobyłki.
Teraz kolejna analiza mapy. Mogę jechać dalej w stronę Wołomina, ale jeśli deszcz ma być długotrwały, to dłużej będę na niego wystawiony. Postanawiam odbić w stronę Warszawy, ale... przecież od jakiegoś czasu jest autostradowa obwodnica Marek, która przecięła wiele lokalnych dróg i teraz nie da się przedostać na jej drugą stronę. Analizuję którędy da się ją przeciąć. Okazuje się że muszę jechać bardziej na południe. Trudno, Wołomin i Radzymin innym razem.
Jadę dalej, połykam kolejne kilometry. Mijam malownicze stawy w Zielonce, gdzie są tłumy ludzi na plażach i w ogóle wszędzie. Front na szczęście oddala się bokiem na południe.
Przejeżdżam pod obwodnicą i wjeżdżam do Marek. To miasteczko pamiętam z dzieciństwa, jako taką podwarszawską dziurę. Wiele się zmieniło, ale nadal są tu stare, ceglane, dziś opuszczone budynki. Jest nawet cała opuszczona fabryka!
Teraz jadę wzdłuż ulicy Radzymińskiej, odbijam w końcu w kierunku Białołęki. To już teren Warszawy. Coś jednak źle sobie wyliczam i w końcu dojeżdżam do Trasy Toruńskiej. Tu przynajmniej są normalne ścieżki rowerowe. Co prawda przy wielopoziomowych skrzyżowaniach ścieżki znikają i trzeba sobie radzić jakimiś schodami i podjazdami.
Odbijam w ulice Marywilską na Żeraniu. Jest tu chłodnia, w której kiedyś pracowała moja Mama. Odżywają wspomnienia z dzieciństwa, choć okolica mocno się zmieniła. Potem mijam Kanał Żerański. Okazuje się, że stoi tu przycumowany statek Białej Floty, wożący ludzi do Serocka. Jest nawet miejski autobus przywożący ludzi na tą przystań. Nie wiedziałem, że te statki nadal działają.
Mijam Tarchomin i wjeżdżam na Most Północny. Stąd zawsze jest piękny widok na dziką w tym rejonie Wisłę.
Potem Żoliborz, Huta Warszawa, Wawrzyszew i Chomiczówka. Wzdłuż ul. Broniewskiego dojeżdżam w okolice Ronda Radosława. Przez Wolę i Ochotę jadę na południe, w stronę domu. Mijam lotnisko na Okęciu, jest tu również przy drodze stary i zaniedbany fort otoczony fosą. Potem przejeżdżam nad drogą ekspresową łączącą Mokotów z autostradą A2 i docieram na Ursynów.
Łącznie 88 km jazdy. Wycieczka fajna, zróżnicowana. Celu nie było, a zrobił się objazd niemal całej Warszawy i jej północnych okolic. Na szczęście upału nie było i było całkiem przyjemnie!
Podsumowując ostatni miesiąc - szału nie było. Wycieczek rowerowych powyżej 25 km było zaledwie 5. Trochę słabo. Inna sprawa że teraz znów więcej biegam i nie tracę czasu na rower.
W zeszłym miesiącu przejechałem łącznie zaledwie około 250 km. To jest tyle co nic! Mam nadzieję że uda mi się jeździć więcej, ale to zależy od pogody, od czasu wolnego i od treningów biegowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz