sobota, 19 lipca 2025

Letni spływ kajakowy na Wkrze

Dostałem wczoraj propozycję od moich przyjaciół, Oli i Michała, by wybrać się na jednodniowy spływ Wkrą. Są tam z grupą znajomych i właśnie planują odcinek około 20 km. Mam wolną sobotę, więc chętnie przystaję na tą propozycję. Już wcześniej poznałem nieco tą rzekę od strony kajakowej, ale odcinki bliższe jej ujściu do Narwi w Pomiechówku. Tam jest to kajakowa autostrada, bliskość Warszawy sprawia, że są tam tłumy w czasie letnich weekendów, a wypożyczenie kajaków kosztowne. Tym razem jednak powalczymy z odcinkiem położonym bardziej w górę rzeki, na zachód od Glinojecka i Strzegowa. 

Jako że pogoda rano jest niepewna, dopiero około godziny 11 pada decyzja, że mam jechać. Dojazd dłuży się potwornie, na totalnie przebudowywanej krajowej "siódemce" tworzą się gigantyczne korki. Kieruję się nawigacją, omijam jakoś bokiem zakorkowane Łomianki i wylot z Warszawy, ale potem nie ma już wyjścia. Do Płońska jest bardzo wolno, ale potem już można pojechać normalnym tempem. Mijam Glinojeck, skręcam na Strzegowo i docieram do Prusocina. Tam jest pole namiotowe gdzie są znajomi. Szybkie przebranie się, ładowanie kajaków na przyczepę i jedziemy kilkanaście kilometrów w górę rzeki, do miejscowości Drzazga. Tam wodujemy się, co trwa długą chwilę, bo dostęp do wody jest taki sobie i kajaki spławiamy pojedynczo. W końcu wszyscy są na wodzie. 

Pierwszy odcinek jest spokojny, ale tu leży trochę zwalonych drzew, z którymi trzeba powalczyć i poprzeciągać się pod ich gałęziami. Potem rzeka staje się już czysta, ale jest nadal dość wąska. Mijamy most i z lewej dopływ Wkry, jakim jest Mławka.



Pogoda jest dobra na kajaki. Nie pali słońce, jest sporo chmur. Nawet momentami pada. Prąd rzeki jest zaskakująco wartki, płynie się bardzo lekko, więcej wysiłku wkłada się w korekty kursu niż w samo wiosłowanie. Wokoło nas jest typowo łąkowo-wodna roślinność, jest też ogromna ilość owadów, głównie ważek. Mijamy Radzanów, potem momentami zaczynają się odcinki zadrzewione, ale ogólnie rzeka wije się wśród pól i łąk. Widać też sporo wodnych ptaków - kaczek, czapli, jaskółek brzegówek, są też jakieś myszołowy krążące wysoko.






Zaczyna grzmieć gdzieś z prawej strony. Nieco martwimy się, czy zdążymy zakończyć spływ przed rozwinięciem się burzy. Nie ma wiatru, więc burze nie odejdą, a będą rosły lokalnie. Mijamy jakieś pole namiotowe, ale krótką przerwę na rozprostowanie kości robimy kawałek dalej, na jakiejś łące. Znów grzmi, więc dość szybko wracamy do kajaków. Pozostało jeszcze około 8 km. Tu teren nieco się urozmaica, z lewej strony przez jakiś czas pojawia się wysoki brzeg rzeki.


W pewnym momencie płynę na końcu grupy i słyszę plusk za sobą. Co to może być? Okazuje się, że do wody weszło całe stado krów, by się ochłodzić i teraz ciekawie na mnie patrzą. A obok jakaś kaczka, zupełnie bez ruchu, wydaje się wręcz pozować do zdjęć. Grzmi mocniej, więc trzeba przyspieszyć.



Kawałek dalej zaczyna się teren mocniej zadrzewiony. Doganiamy rodzinę łabędzi. Gdy pierwszy kajak z naszej grupy go mija, to samiec próbuje odstraszać, atakować, bije skrzydłami o wodę i syczy. Samica z młodymi odpływa gdzieś w bok i łatwo ją wszyscy wyprzedamy. Samiec jednak podąża cały czas kilka metrów przed pierwszym kajakiem, ciągle i ciągle podejmując próby odciągnięcia nas, choć już dawno minęliśmy jego rodzinę. Dopiero po dobrych dwóch kilometrach nagle robi zwrot o 180 stopni, syczy jeszcze na wszystkich i  wraca. Tak jakby dopiero tu skończył się jego rewir.





Jeszcze jakieś dwa kilometry do końca. Niebo ciemnieje, grzmi gęsto, więc płyniemy już coraz szybciej. Ostatni odcinek jest leśny i bardzo ładny. Mijamy wreszcie most i kawałek dalej docieramy do miejsca, gdzie jest pole namiotowe z którego startowaliśmy z transportem samochodowym.


Szybko przebieram się i żegnam. Spływ był bardzo udany, ale muszę wrócić do Warszawy, a to niemal dwie godziny jazdy, biorąc pod uwagę utrudnienia na drodze i korki. Rzeczywiście, powrót jest długi, docieram dopiero przed godziną 20.


Przepłynięte 19,5 km w czasie 4 godzin. Fajna, dość krótka wycieczka, piękna przyroda, właściwie zero ludzi, bo poza nami minęliśmy 3 kajaki. Polecam ten odcinek Wkry każdemu. Trzeba nieco dalej dojechać z Warszawy, ale nie ma tu tłumów. Załączam mapkę trasy.