poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Wiosenna rowerowa wycieczka nad Zalew Zegrzyński

Ostatnie kilka dni przed Wielkanocą nie czuję się najlepiej. Mam gorączkę, kaszlę, kicham, jestem mocno osłabiony. Najchętniej bym przespał ten czas, ale mam pewne obowiązki w pracy. Jadę nawet służbowo do Bielska-Białej, gdzie dość intensywnie pada... śnieg. Gdzie ta wiosna? Jednak już sama Wielkanoc przynosi poprawę, zarówno jeśli chodzi o moje zdrowie, jak i o pogodę. O ile w niedzielę decyduję się tylko na spacer, to już w poniedziałek ciężko mi wysiedzieć i marnować tak ładny dzień. Po rodzinnym śniadaniu decyduję się na rowerową wycieczkę. Plan jest prosty - 100 km, by zobaczyć jak szybko następuje powrót formy. Bez napinania się, całkowicie turystycznie. Decyduję się na kierunek północny, chcę dotrzeć nad Zalew Zegrzyński.


Ruszam dopiero o godzinie 15. To sprawi, że na miejscu będę przed zachodem słońca i mogą być ciekawe widoki. Nie napotkam też raczej tłumów. Niepokoi mnie jednak prognoza pogody, która coś wspomina o możliwych burzach. W dodatku już wyraźnie się chmurzy... no cóż, może pójdzie jakoś bokiem? Oceniam jak przemieszczają się chmury i rzeczywiście, centrum ulewy będzie gdzieś nad Wilanowem, ja powinienem wyjść raczej bez wielkiego przemoczenia.

Na Ursynowie nieco pada, ale jest to całkowicie akceptowalna mżawka. Niestety, gdy mijam Stegny zaczyna się kilka minut intensywnego wiatru połączonego z ulewą. Zanim docieram do najbliższej wiaty przystankowej, pod którą tkwi już kilku rowerzystów, jestem cały mokry. Niby chmur nie ma nad głową, a leje... Czekam dłuższą chwilę i podejmuję decyzję o pewnej korekcie trasy. Nie będę jechał prosto Trasą Siekierkowską, tylko odbiję na Sielce i do Trasy Łazienkowskiej. Będzie nieco dookoła, ale ominę chmurę. Jako że cała ulica Sobieskiego to aktualnie plac budowy, zniszczone ścieżki rowerowe i błoto, postanawiam pojechać osiedlami. Znam tu każdą uliczkę, mieszkali tu moi Dziadkowie i można powiedzieć, że wychowałem się tutaj. Docieram w końcu do Czerniakowskiej i już wzdłuż niej do Mostu Łazienkowskiego. Tu znów zaczyna padać, choć nie tak intensywnie. 


Po praskiej stronie Wisły jadę wzdłuż Trasy Łazienkowskiej, docierając w końcu do połączenia Ostrobramskiej z Grochowską i Marsa. Tu wjeżdżam na wiadukt nad torami kolejowymi. Na wschodzie widać kolejne formujące się chmury burzowe, są jednak daleko i przemieszczają się na południe, więc ominą mnie.


Kieruję się do Rembertowa, mijając kolejne jednostki wojskowe. Objeżdżam Akademię Sztuki Wojennej, mijam PKP Mokry Ług i lokalną drogą kieruję się do Zielonki. To moja ulubiona trasa przy wypadach na północny wschód od miasta. Cisza, spokój i mały ruch. Dojeżdżam do Zielonki, przejeżdżam pod torami kolejowymi. Tu pewna niespodzianka - rozgrzebane od dawna chodniki w centrum miasta są wreszcie ukończone, powstały całkiem dobre ciągi pieszo-rowerowe. Kawałek dalej są glinianki, gdzie latem kąpie się i wypoczywa mnóstwo ludzi. Tu jeszcze większe zaskoczenie, bo dzikie miejsce zostało uporządkowane, powstał duży i nowoczesny parking, a ścieżka rowerowa prowadzi dalej na północ.



Kawałek dalej niestety zaczyna się dalszy plac budowy jeśli chodzi o chodniki, ale już za skrętem na Nadmę znów pojawia się porządna droga. Do niedawna w ogóle jej nie było, była jakaś dziurawa szutrówka. Ale nie było też ukończonego węzła drogowego z trasą S8. Teraz docieram do niego i wiaduktem dostaję się na drugą stronę. 


W Nadmie skręcam najpierw w lewo a potem w prawo, kierując się na Słupno. Jest tu asfalt na całej długości, choć pod sam koniec muszę nieco odbić w prawo i przejechać przez nowo wybudowane osiedla mieszkaniowe. Docieram do dawnej, dwupasmowej drogi nr 8, obecnie pełniącej funkcję drogi lokalnej. Tu jest tablica upamiętniająca poległego w wojnie polsko-bolszewickiej kapitana Ryszarda Downar-Zapolskiego.

Lokalną drogą kieruję się na Wólkę Radzymińską. Tu również jest ciekawe miejsce pamięci - poległej w 1939 załogi samolotu bombowego PZL-37 Łoś.

Moja dalsza trasa wiedzie na Dąbkowiznę. Tu kończy się dobry asfalt. Gdy przecinam linię kolejową Radzymin-Legionowo zagłębiam się w las. Niby droga jest dobra, ale są to betonowe płyty i co chwila mocno podskakuję na wąskich, szosowych oponach. Kilka kilometrów jest dość męczące, ale w końcu docieram do dobrej drogi w okolicach Białobrzegów. Kieruję się na zachód, w stronę Zalewu Zegrzyńskiego.



W Białobrzegach mijam sporą jednostkę wojskową i skręcam na północ. Kawałek dalej zauważam, że w stronę Zalewu prowadzi nowa ścieżka rowerowa, której nie było tu jeszcze w zeszłym roku, więc zaciekawiony skręcam w nią. Po chwili jestem nad brzegiem. Kolory są piękne, słońce stoi już nisko. Schodzę niemal nad samą wodę i robię kilka zdjęć. 




Nowa ścieżka rowerowa prowadzi jednak na południe. I tak chcę jechać w tą stronę, więc bardzo mi to pasuje. Została zrobiona jak dla mnie perfekcyjnie! Prowadzi wałem, nad samym brzegiem zalewu, na obie strony otwierają się świetne widoki, a ponadto umożliwia łatwe dojście do wody. Ten dziki i mało dostępny dotąd teren wreszcie można łatwo odwiedzić. Robię sporo zdjęć i docieram w końcu do miejsca gdzie ścieżka kończy się i skręca w stronę centrum Białobrzegów. Tu jednak jest stara i zniszczona przystań i pusty plac po jakimś nieistniejącym już ośrodku wczasowym. Tu robię kolejne zdjęcia, bo widoki są świetne. Prowadzę rower kawałeczek i docieram do granic Nieporętu i ulicy Plażowej.









Dojeżdżam do portu Nieporęt-Pilawa. Można tu bez przeszkód wejść, więc i tu robię kilka ciekawych zdjęć. Jest klimatycznie i pięknie, ale do domu pozostało 50 km, pora wracać.




Ruszam przez most drogowy nad Kanałem Królewskim i na rondzie skręcam w lewo. Za wiaduktem kolejowym odbijam nad sam kanał, na ścieżkę rowerową. Jest z tego co wiem do dziś nieukończona, można nią komfortowo dotrzeć do granic Warszawy, ale potem nagle kończy się w połowie, pomiędzy dwoma mostami. Jak dla mnie to jest niepojęte, dlaczego tak ważny element infrastruktury rowerowej stoi w miejscu, ale to są przepychanki pomiędzy samorządami. Jak się okazuje, nawet i na tym ukończonym od kilku lat fragmencie, obecnie jest jedno miejsce, gdzie szosowy rower muszę przenieść.




Przy mostku pod słupami lini przesyłowej 400 kV (tak zapamiętuję zawsze który to), skręcam prawo i wjeżdżam na mostek. Jadę teraz równolegle do kanału, ale drogą po jego wschodniej stronie. A potem znów skręcam na zachód i kolejnym mostkiem znów pokonuję kanał. Docieram do ulicy Płochocińskiej, jadę kawałek wzdłuż niej i skręcam na Szamocin. Słońce właśnie zachodzi. Przez lasy Białołęki docieram do stacji kolejowej Płudy i wiaduktem pokonuję tory kolejowe. Po chwili jestem przy Modlińskiej. Teraz wzdłuż tej ruchliwej i hałaśliwej trasy kieruję się na Żerań.


Za elektrociepłownią skręcam na most Grota. Tu zatrzymuję się. Na środku ścieżki rowerowej siedzi ropucha. Nie chcę by ją ktoś przejechał. Zrobiło się chłodno i ona nie ma wiele energii by się ruszyć. Przenoszę ją na trawę. Z samego mostu robię jeszcze zdjęcie pięknego, czerwonego nieba na północnym zachodzie.



Postanawiam nie jechać do domu "klasycznie", czyli Bulwarami Wiślanymi. Oklepana trasa i czasem mam jej nieco dość. Jadę wzdłuż Trasy Toruńskiej, potem skręcam w stronę Placu Wilsona i ulicą Andersa docieram niemal do centrum. Tu znów by ominąć samo centrum miasta odbijam na zachód, przez bliską Wolę docierając do ronda Kercelak. 


Dalsza trasa to Towarowa, Filtrowa, Pola Mokotowskie, gdzie muszę w ciemnościach znaleźć drogę przez plac budowy nowych jeziorek. Potem Wołoska, Rzymowskiego i jestem na Ursynowie. W domu jestem po 21. Trasa okazała się bardzo ładna i widokowa, pogoda dopisała, mimo deszczu, który zmoczył mnie na początku. Dużo jechałem po mokrym, więc cały rower nadaje się do pełnego czyszczenia. Wyszło 103,5 km, więc plan zrealizowany w pełni, nie poczułem żadnego osłabienia, a całość zrobiłem na jednym batoniku. To dobrze, że tak szybko wracam do zdrowia.


Załączam mapkę mojej trasy. Bardzo cieszy to, że pojawiają się nowe drogi w okolicach Zielonki i Kobyłki, że nad samym Zalewem też dużo się zmienia. Ścieżka rowerowa nad jego brzegiem była największym i bardzo pozytywnym odkryciem wycieczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz