Dziś jest niedziela, a ja mam wolne popołudnie. Wprost niebywałe, bo zazwyczaj wszystkie weekendy mam zajęte i pracuję. To znaczy dziś też byłem w pracy, ale skończyłem o 17, więc mam wolny wieczór. Postanawiam sobie zrobić niezbyt długą rowerową wycieczkę.
Najpierw zamierzam jechać gdzieś na południe, na podmiejskie drogi w okolicy Góry Kalwarii i Tarczyna. Zmieniam jednak zamiar. Kieruję się na wschód i północ, aby objechać centrum miasta, ale zachowując od niego minimum 10 km odległości. Zobaczymy czy mi się to uda.
Jadę wzdłuż ulicy Przyczółkowej, mijam budowę Południowej Obwodnicy Warszawy. Niedawno nie było tu jeszcze przejazdu i trzeba było jechać osiedlowymi uliczkami w Wilanowie. Teraz jest wygodna ścieżka. Mijam Wilanów, potem Sadybę. Odbijam w końcu na wschód, jadąc wzdłuż Trasy Siekierkowskiej. Docieram na most, gdzie na chwilę się zatrzymuję, podziwiając ładnie stąd widoczne wieżowce w centrum miasta. Słońce chyli się ku zachodowi, wszytko wygląda niezwykle malowniczo.
Ruszam dalej, mijając blokowiska Gocławia. Docieram w końcu do ulicy Płowieckiej i jadę dalej w kierunku Rembertowa. Nie kieruję się jednak w stronę Akademii Obrony Narodowej, tylko skręcam w lewo, w ulicę Chełmżyńską. Teraz kilka kilometrów jazdy, mijam strzeżony przejazd przez chyba 10 nitek torów i kawałek dalej widzę komin elektrociepłowni "Kawęczyn". To najwyższy z warszawskich kominów, więc postanawiam podjechać jak się da najbliżej.
Na szczęście wjazd jest otwarty i nikogo tu nie ma. Docieram pod płot pod samym kominem. 300 metrów wysokości, z dołu robi wielkie wrażenie. Trzeba mocno zadzierać głowę by zobaczyć jego szczyt.
Robię kilka zdjęć i ruszam dalej. Wkrótce docieram do centrum Ząbek. Tu skręcam w lewo, w stronę Warszawy. Droga jest w przebudowie, ale ruch jest niewielki, wiec jedzie mi się szybko i sprawnie. Przecinam ulicę Radzymińską i jadę w kierunku Zacisza i Bródna. Skręcam w szeroką asfaltówkę w prawo. Jakoś nigdy w nią nie zajechałem, jestem ciekaw po co tu jest taka droga w lesie. Jest tu jakiś fort i jednostka wojskowa. Całe życie mieszkam w Warszawie, a tu jestem po raz pierwszy. Przejechać jednak się nie da, więc wracam i kieruję się dalej w stronę Bródna.
Na Bródnie trwa właśnie budowa metra, muszę nieco pokombinować. Mijam szare bloki, jakimiś parkingami docieram do Trasy Toruńskiej. Teraz już jest tu ścieżka rowerowa, którą kieruję się znów w stronę Wisły i widocznej elektrociepłowni "Żerań". Ścieżka jest ciekawie rozwiązana, zamiast biec cały czas wzdłuż trasy, czasami zjeżdża w dół, by ominąć jakieś skrzyżowanie, a potem znów pnie się ślimakami w górę. W końcu wjeżdżam na most Grota-Roweckiego. Tu zatrzymuję się, bo Wisła wygląda bardzo klimatycznie.
Po przejechaniu rzeki kieruję się cały czas na zachód wzdłuż Trasy Toruńskiej. Jej inna nazwa to Trasa Armii Krajowej. Jest tu nawet pomnik upamiętniający żołnierzy AK, szkoda że tak mało znany warszawiakom i w tak mało reprezentacyjnym miejscu.
Mijam osiedla Żoliborza, potem docieram na Bemowo. Wzdłuż ulicy Powstańców Śląskich jest nowa ścieżka rowerowa, która jednak wkrótce się kończy i jedzie się po betonowych płytach. Był to kiedyś pas startowy lotniska, aktualnie są to parkingi, ale płyty pozostały. Docieram do ulicy Górczewskiej, gdzie również trwa budowa metra i wszystko jest rozkopane.
Dalsza jazda w zapadających ciemnościach to kierunek południowy. Mijam ciepłownię "Wola" i ulicę Połczyńską. Mijam tunelami linie kolejowe i jestem we Włochach. Skręcam na wschód, w stronę Okęcia. Tu jest kolejna linia kolejowa i z doświadczenia wiem, że należy jechać jezdnią i wiaduktem, bo przejazd dołem jest fatalny. Szybko mijam ta przeszkodę, na szczęście ruch jest niewielki i nie ma problemów z jazdą trzypasmówką. Docieram w końcu do Alei Krakowskiej i kieruję się w stronę lotniska. Wreszcie kawałek ulicą Wirażową i znów jest w miarę wygodna ścieżka rowerowa wzdłuż fragmentu drogi ekspresowej S8. Docieram w końcu w okolice terminalu Cargo na Okęciu.
Teraz jeszcze kilka kilometrów jazdy. Mijam Puławską i blokowiska Ursynowa. Po trzech godzinach jazdy docieram do domu. Pętla którą przejechałem to 70 km, jak na wycieczkę w granicach miasta, to już nawet całkiem spory dystans.
Musze kiedyś wziąć rower górski i przejechać jak najbardziej ściśle wzdłuż administracyjnych granic miasta. To już ok. 150 km, znacznie bardziej wymagająca trasa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz