Ostatnie trzy dni spędziłem w Lublinie. To wyjazd służbowy z pracy, transmisja z lekkoatletycznych mistrzostw Polski. Miałem jednak trochę wolnego czasu i mogłem zobaczyć miasto, w którym bywałem wielokrotnie, ale zawsze było to tylko "przejazdem". Nie spodziewałem się niczego wielkiego i mile się zaskoczyłem :)
Drugiego dnia pobytu wstałem rano i w ramach rozruszania się zrobiłem sobie trening biegowy po lubelskich osiedlach. Miasto jest położone bardzo malowniczo, bo wszędzie są wzgórza. O godzinie dziesiątej upał był już trudny do zniesienia, a zaskakująco duże podbiegi i zbiegi czyniły trasę niemal górską! Właściwie nie było ani kawałka po płaskim. Na 8 kilometrach łącznie miałem 250 metrów podbiegu i 250 m zbiegu. To naprawdę sporo! Miasto niewątpliwie jest bardziej wymagające dla biegaczy niż np. Warszawa :) Wzgórza sprawiają że wiele bloków stoi dość wysoko i rozciąga się z nich ładny widok. A na jednym z osiedli spotkałem lokalną ciekawostkę, jak się okazuje czynna od niedawna - Muzeum Osiedli Mieszkaniowych. Myślę że każdy wychowany na blokowiskach znajdzie tu coś ciekawego ;) Moją uwagę zwróciły również wszędobylskie pomniki, które są na niemal każdym osiedlu. A to pomnik męczeństwa, a to pomnik pamięci, a to pomnik Słowackiego. Cały czas się na nie natykałem.
Wczesnym popołudniem wraz z kolegami postanowiliśmy przejść się przez centrum miasta i starówkę. Stadion lekkoatletyczny był kilka kilometrów od naszego hotelu i mieliśmy czas by przed pracą zobaczyć to i owo. Minęliśmy główne budynki KUL i doszliśmy do Krakowskiego Przedmieścia, którym dotarliśmy na Starówkę. W miejscu gdzie ulica była już zamknięta dla ruchu stoi pomnik Józefa Piłsudskiego, a nieco dalej obelisk, pamiętający czasy Unii Lubelskiej.
Dalej minęliśmy malowniczą Bramę Krakowską, Archikatedrę i trafiliśmy na ciasne i kręte uliczki. Potem dotarliśmy do miejsca gdzie były fundamenty jakiegoś kościoła z dawnych czasów. To tzw. Plac Po Farze. Kilkaset metrów dalej droga przebiega na mostku i doprowadza do bram zamku. Zamek jest ciekawy i ładny, ale nie mieliśmy już czasu by go zwiedzać.
Poszliśmy jeszcze na jakieś doskonałe jedzenie w ormiańskiej knajpce i potem już szybkim krokiem, przez nieco już mniej reprezentacyjne ulice w kierunku stadionu. A potem już tylko praca...
Te dwie trasy po tym mieście naprawdę bardzo mi się podobały i okazało się, że naprawdę jest tam co oglądać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz