Miałem zapewnione noclegi i wyżywienie, jednak musiałem szybko kupić bilet na samolot, bo sezon olimpijski jest całkowicie obłożony i ciężko z rezerwacją miejsc. Udało mi się jednak kupić bilety dla mnie i Madzi w LOT-cie. Kosztowało to sporo, niestety taki szczyt sezonu nie obfitował w żadne ulgi czy promocje. Trudno.
Londyn zrobił na mnie ogromne wrażenie. Miasto jest gigantyczne, wielokulturowe, a zobaczyć na żywo wszystkie te zabytki znane z książek i filmów - bezcenne. Na szczęście mój daleki kuzyn, który pracuje w Londynie, podjął się roli przewodnika i przez kilka dni dotrzymywał nam towarzystwa. Dzięki niemu nie mieliśmy problemów z trafieniem we właściwe miejsca, co w tak wielkiej aglomeracji jest problemem. Zawiłości londyńskiego systemu transportu miejskiego też były łatwiejsze do zrozumienia z kimś kto tam na codzień mieszka.
Zawody judo - bardzo mi się podobały, choć bilety były na najcięższe kategorie, które są dość mało widowiskowe. Jednak w porównaniu z igrzyskami w Atenach miałem wrażenie że procedury bezpieczeństwa są o wiele lżejsze dla kibiców. Tam wystarczyło na chwilę wstać ze swojego numerowanego miejsca by natychmiast przybiegali ochroniarze i sadzali z powrotem. Tu siadało się gdzie się chciało i nikt nie robił najmniejszych problemów. Niewątpliwie Londyn ma też lepszy system komunikacyjny od Aten.
W dniu powrotu spędziliśmy wiele godzin na spacerach na mieście, a potem... niemal 6 godzin na lotnisku, bo nasz samolot miał jakieś opóźnienie i spadł na sam koniec kolejki. W efekcie zamiast być w domu o 17, byliśmy o 2 w nocy ;)
Zdjęcia Ma Violavia i Maciej Łuczkiewicz.